Z pamiętnika testera #12: Dobre granie.

Volvo XC90 fot. Piotr Majka

Dni już coraz krótsze, na dworze zimno, ponuro i mokro. Idealny czas, żeby zaszyć się na długie wieczory w zaciszu przydomowego garażu. Każdy, kto ma szczęście posiadania takiego przybytku, wie że nie wiele jest lepszych rzeczy na świecie od dłubania przy swoim ukochanym aucie, kiedy za oknem aura nie zachęca do wystawiania choćby nosa za drzwi. Poza oczywistymi drobnymi naprawami i innymi przygotowaniami do sezonu, można pokusić się o większy projekt, który z pewnością umili nam czas spędzony w aucie. Chodzi mi o instalację własnego systemu audio. Czy to rzeczywiście takie trudne, czy to się opłaca i przede wszystkim, czy to ma jakikolwiek sens? Sprawdźmy to.

Tak, tak, wiem co sobie pomyśleliście jak przeczytaliście sformułowanie „system audio”. Mi też od razu przeleciał przed oczami widok Sebixów montujących skrzynie basowe o wielkości małej wanny wprost na spróchniałą podłogę bagażnika w swoich Golfach lub innych E36. To dosyć krzywdzący stereotyp, aczkolwiek nie można mu odmówić zgodności z prawdą. Niestety polska rzeczywistość pokazuje, że to często spotykany rodzaj niefabrycznego nagłośnienia w aucie. A przecież tak być nie musi! No bo powiedzmy sobie szczerze, jaki odsetek wśród kierowców stanowią tego typu osobniki, dla których jedynym głośnikiem mógłby być grający w mono subwoofer. 10%? 15%? Z pewnością nie więcej. Oni są jednak najbardziej widoczni, a może raczej słyszalni, bo ich „zabudowy” grają niekiedy bardziej na zewnątrz, niż do wewnątrz samochodu. Z resztą nie każdy kto lubi głośną muzykę w samochodzie, ma ochotę słuchać jedynie basów i nie każdy z takich ludzi jest typowym Sebą albo Łysym, dla których dudnienie na pół miasta jest swoistym rytuałem godowym i najlepszym sposobem na poderwanie białogłowy.

Muzyki słucha przecież prawie każdy z nas i sporo ludzi szczególnie jadąc w pojedynkę lubi słuchać muzyki głośno.  Ja do takich ludzi zdecydowanie należę,  lubię sobie śpiewać i rapować w trakcie jazdy, a że swojego głosu znieść wtedy nie mogę to muszę go czymś zagłuszać. Jak więc dać upust swoim upodobaniom a jednocześnie nie wychodzić na ostatniego czereśniaka? Łatwe to nie jest, aczkolwiek są rzeczy trudniejsze, jak na przykład gra w bierki rozgotowanym makaronem, czy seks bez niebieskiej pigułki w wieku 70 lat, chociaż w sumie to jedno i to samo.

Aby w ogóle cieszyć się czystym, przyjemnym dźwiękiem muzyki w naszym aucie, musimy zacząć od tego żeby było w nim cicho. Nie chodzi tu oczywiście o składanie ślubów milczenia przed każdą podróżą, a o zainteresowanie się wygłuszeniem wnętrza. W dzisiejszych autach sprawa wygłuszeń poszła bardzo do przodu i nawet w samochodach niższych segmentów poziom decybeli jest o wiele niższy niż na przykład w latach 90tych, czy wczesnych 00’. Tak czy owak, jeżeli chcemy w pełni docenić nagłośnienie, które mamy w planach zamontować, lepiej poprawić to co dała nam fabryka. Wiem, wiem zaraz rozlegnie się jazgot, ale jak ja mam to zrobić samemu?! Rozbierać pół samochodu, kiedy mi nawet po rozłożeniu i złożeniu długopisu zostają nadprogramowe części? No jak tak to rzeczywiście lipa, musicie się udać do firmy, która zajmie się tym za Was. I tutaj dobra rada, lepiej na tym nie oszczędzać, w końcu robicie to dla siebie i brzmienie ma poprawiać Wam samopoczucie, także lepiej nie robić nic, niż na siłę szukać tu oszczędności.

Renault Kadjar Bose 4x4 fot. Piotr Majka

Natomiast jeżeli posiadacie obie, sprawne ręce, IQ nieco wyższe od szympansa i jesteście w stanie uzbroić się w nieco (a właściwie to w całkiem sporo) cierpliwości to z pewnością uda Wam się dobrnąć do momentu w którym powiecie: „Panie prezesie melduję wykonanie zadania”. Powinniście zadbać o takie elementy jak podłoga, maska, drzwi i jeżeli jesteście zawzięci to dach. Ale zaraz, zaraz panie dziennikarzyno, to wszystko przecież strasznie dużo waży to gdzie sens, gdzie logika? Po pierwszy nie waży wcale tak dużo, to już nie czasy pierwszych audio tunerów w stanach, którzy do wygłuszania używali asfaltu. Tak dobrze przeczytaliście, kiedy cała sztuka car audio była w powijakach to samochody wygłuszało się wylewając w nich asfalt, który mimo bardzo dobrych właściwości tłumiących miał jedną poważną wadę. Mianowicie do wygłuszenia gratis dostawaliście obniżane zawieszenie i downgrade właściwości jezdnych do poziomu taczki z gnojem jadącej na scentrowanym kole, bez powietrza w dętce.

Zobacz również:   Tym razem z klocków zbudujemy Nissana GT-R Nismo - tak wygląda nowy zestaw

Dziś sprawa wygląda znacznie lepiej, na rynku jest cała masa świetnych mat wygłuszających, które działają nawet lepiej niż asfalt, a przy tym nie ważą tyle co zawodnik sumo po obiedzie. Jeżeli użyjecie komponentów dobrej jakości to możecie się zamknąć z wagą poniżej 100kg na cały bardzo solidnie wyciszony samochód. Ok sto kilo, może się wydać dużo, ale to tyle co Wasza teściowa z workiem kartofli na kolanach. Chyba nie muszę tłumaczyć, która z tych rzeczy w aucie jest fajniejsza w posiadaniu. Rachunek wydaje się prosty.

Dobra Panie, porozkładałem już te koce ale co z tym graniem? To chyba trzeba wezwać elektryka? No na szczęście nie trzeba. Chyba, że jesteś śmierdzącym leniem, a to nie ładnie. Zakładając jednak, że nie jesteś, bo nie dotrwałbyś do tego momentu to możemy iść dalej. Faktycznie wygłuszanie to mimo wszystko ta łatwiejsza część, teraz musimy pogłówkować bardziej, ale nie ma rzeczy nie do przeskoczenia. Jeżeli myślicie, że dobór głośników i wykonanie instalacji do nich jest czymś niemożliwym to pomyślcie sobie o radzieckich uczonych, którym udało się odkryć o co chodzi kobiecie! To jest prawdziwe osiągnięcie. Niestety przed opublikowaniem wyników badań kobieta zdążyła już zmienić zdanie, ale za to Wasz autorski zestaw audio zostanie z Wami na lata!

img_0823eeeee

Całe szczęście z tym wyzwaniem nie zostajecie sami, po pierwsze możecie popytać ludzi handlujących sprzętem do grania, jakie głośniki, jaki wzmacniacz i jaką jednostkę centralną wybrać do Waszego auta, możecie przebierać w urządzeniach, które działają na zasadzie plug&play. W internecie roi się od schematów instalacji, a w ostateczności możecie udać się na jakieś forum i spróbować się tam czegoś dowiedzieć. Ja co prawda wszelkie fora omijam szerokim łukiem, bo ta forma komunikacji międzyludzkiej według mnie nie zdała egzaminu, ale to nie znaczy, że nie można tam znaleźć wartościowych treści, czy uzyskać pomocy za darmo! A jak wiadomo najlepsze piniondze to te we własnej kieszeni.

Na koniec zostało nam odpowiedzieć na kilka fundamentalnych pytań. Czy to jest łatwe? Nie. Czy to jest przyjemne? Nie. Czy to jest tanie? Nie. Czy to się opłaca? Cholera, pewnie że tak! Prawda jest taka, że budując własne audio z założeniem zrobienia tego porządnie, nie raz i nie dwa rzucicie mięsem, wielokrotnie stracicie nadzieję i rozważycie podpalenie garażu i wyjechanie w Bieszczady. Będą momenty złe, smutne i tragiczne, ale jak już dobrniecie do końca, poskładacie wszystko do kupy, podłączycie jak trzeba, usiądziecie w cichym przytulnym aucie, ustawicie swoją ulubioną piosenkę i naciśniecie play, to będziecie najszczęśliwszymi osobami na świecie. Nic tak nie cieszy jak dobrze wykonana praca, której efekty są wręcz namacalne, a tu takie dostaniecie i to na lata. Miłego słuchania!

Leave a Reply