Z pamiętnika testera #13: Na prąd to są zabawki, a nie samochody!

Jeszcze parę lat temu, gdybyście wykrzyknęli publicznie takie hasło, to wszyscy jednogłośnie by Wam przytaknęli, przedstawiciel lobby paliwowego wręczyłby Wam talon na paliwo, a prezydent odznaczyłby Was orderem Odrodzenia Polski. A dziś? No teraz to już nie jest tak kolorowo, za pewne zostalibyście zmieszani z błotem przez bandę eko-gender-femi-lewaków, prokurator postawiłby Wam zarzut zakłócania porządku, a po powrocie do domu dziewczyna oznajmiłaby, że od dziś do odwołania śpicie na kanapie. Świat ewidentnie zachłysnął się wizją elektrycznych samochodów, czy słusznie? A może to chwilowa fanaberia mas? Zbadajmy ten temat!

Nie będę psuł zabawy i nie powiem Wam na początku, czy jestem zwolennikiem elektrycznych aut, czy ich przeciwnikiem. Karty odkryję na końcu, a przez cały felieton postaram się zachować, możliwie maksymalny obiektywizm.  Faktem jest, że samochody zasilane wyłącznie prądem to po pierwsze wymysł, ani trochę nowy, bo ich historia sięga aż 1881 roku. Wtedy to pewien fanatyk żabich udek i szampana, czyli pan Gaston Planté  skonstruował pierwszy pojazd, przypominający z grubsza samochód, napędzany silnikiem elektrycznym. Jakby tego było mało do roku 1900 rekord prędkości aut, dzierżył właśnie czterokołowiec napędzany prądem.

Później do głosu doszły jednak coraz nowocześniejsze jednostki zasilane klasycznymi paliwami, a ich hegemonia trwa aż do dzisiaj. Czy słusznie, można polemizować, natomiast z pewnością zmieniły obraz naszego świata na zawsze. Dziś sytuacja się odwraca i powoli ludzkość spogląda coraz śmielej w kierunku czystych i cichych samochodów elektrycznych, którym nie sposób odmówić wielu zalet.

Pierwszą z nich i chyba najgłośniej wykrzykiwaną przez ich zwolenników jest przyjazność dla środowiska. W końcu samochody elektryczne w ogóle nie zanieczyszczają środowiska prawda? Ani grama tego straszliwego CO2 nie wydostaję się z ich rury wydechowej, mało tego! One w ogóle nie mają żadnej rury wydechowej! Szczerze, mówiąc to podróżując takim autem to Ty jesteś najbardziej szkodliwym dla otoczenia elementem układanki. Tak, tak drogi kierowco, jeszcze trochę i będziesz musiał wkładać sobie tłumiki w różne otwory ciała, aby zmniejszyć emisję szkodliwych gazów do atmosfery. Wszystko wygląda pięknie, ale pomyślmy chwilę skąd ten prąd bierze się w akumulatorach naszej, dajmy na to Tesli? Z powietrza? Z polskiego złota, czyli wungla brunatnego? A może z magicznej energii z kosmosu? Każda z powyższych opcji jest prawdziwa. Mamy przecież zarówno elektrownie wiatrowe, słoneczne, ale mimo wszystko najwięcej w dalszym ciągu jest tych klasycznych opalanych węglem bądź innym paliwem kopalnym.  W tym momencie cała ekologiczność naszego prądu idzie się kochać.

Oczywiście na to niemiłe czepialstwo istnieje poważny kontrargument. Przecież ludzkość zmierza w kierunku pozyskiwania całej energii ze źródeł odnawialnych i notuje na tym polu niemałe sukcesy, patrz Norwegia, gdzie 98,5% prądu zużywanego przez gospodarstwa domowe pochodzi właśnie ze źródeł ekologicznych. Szach mat przeciwnicy „elektryków”! No, nie do końca jest tak kolorowo. Dlaczego? Już pędzę z wyjaśnieniami. Zadajmy sobie pytanie, gdzie ten magiczny prąd jest przechowywany? Otóż w bateriach, głównie litowo-jonowych, jeśli interesuje Was ten temat, to polecam przekopać internet, a dowiecie się jak bardzo szkodliwe dla środowiska jest to ustrojstwo. I to zarówno na etapie ich produkcji, jak i późniejszej utylizacji. W zasadzie baterie tego typu, są przyjazne dla naszej planety tylko na etapie swojej pracy, później te dobre uczynki niwelują z nawiązką. Coś jak chuligan, który jedną babcie przeprowadzi przez pasy i wniesie jej zakupy na 7 piętro, a schodząc z niego zrzuci dwie inne staruszki ze schodów, a jedną jeszcze okradnie z całej emerytury i sztucznej szczęki.

Zobacz również:   [TEST] Ford Ranger Raptor

Czy bilans wychodzi bardziej na plus, czy na minus w stosunku do aut zasilanych benzyną lub ropą, nie wiem i sądzę, że podanie jednoznacznego osądu wymaga naprawdę gruntownej analizy każdego z etapów produkcji, użytkowania i utylizacji obu rodzajów pojazdów. Załóżmy jednak, że na plusie są samochody elektryczne i drążmy temat dalej.

Co jest obecnie największą przewagą aut spalinowych nad tymi na prąd? Dwa czynniki, zasięg i tempo powrotu do zasięgu maksymalnego. W klasycznych pojazdach wiadomo, jedziesz dopóki kontrolka nie przywoła na stację, tankujesz, jesz paskudnego hotdoga i jedziesz dalej. A w przypadku takiej Tesli? Wyjeżdżając z rana z domu już planujesz gdzie możesz dojechać, gdzie będziesz mógł zostawić auto do ładowania i jak długo będzie musiało tam stać. Problemem współczesnych aut na prąd jest ich stosunkowo niska mobilność, ponieważ ładowanie trwa tyle, że Wasze dzieci zdążą w międzyczasie mieć już swoje dzieci, a zasięg pozostawia wiele do życzenia. Co gorsza kiedy temperatury spadają, bo na przykład mieszkasz w Polsce, gdzie zimno jest przez ¾ roku to baterie działają gorzej i siły wystarcza im mniej więcej na tyle co astmatykowi z pokaźną nadwagą.

Oczywiście możecie mi powiedzieć, że to choroby wieku dziecięcego i wraz z rozwojem tej gałęzi motoryzacji, prędzej czy później wszystkie te wady będzie można wyeliminować. Zgoda, tylko czy w ogóle opłaca się iść w tym kierunku? Czy nie lepiej byłoby te środki, zarówno finansowe jak i  intelektualne wstawić na inne tory i to z nimi wiązać większe nadzieje?

Dobrnęliśmy wreszcie do momentu, w którym wyjawię Wam swoje zdanie na temat aut na prąd. To wszystko wielka bzdura, oczywiście szanuję to jak fajnymi samochodami są nowe Tesle, jak wgniatają w fotel, mogą same prowadzić i a przy tym jeżdżenie nimi kosztuje na co dzień mniej niż zarabiają osiedlowe pijaczki zaczepiając przypadkowych przechodniów. Jednak w dalszym ciągu jest to dla mnie ciekawostka i gadżet dla fanatycznych hipsterów cierpiących na nadmiar gotówki. Samochody elektryczne nie mają w sobie nic co mogłoby mnie do nich przyciągnąć na dłuższą chwilę, są jak sterylne, bezosobowe narzędzie. Nie wzbudzają przyspieszonego pulsu, na ich widok włos nie jeży się na głowie, a za ich kierownicą ręce nie pocą się od nadmiaru bodźców. Ale to wszystko to tylko subiektywne spostrzeżenia, co więc obiektywnie dyskredytuje „elektryki” w moich oczach? To, że są ekologiczne tylko na pierwszy rzut oka i dlatego, że są lansowane na takie w świadomości mas, tak naprawdę to nie jest tak kolorowo, ponieważ jak już wcześniej wspomniałem ich produkcja i późniejsza utylizacja jest poważnym wyzwaniem, kosztującym sporo zdrowia naszą piękną Ziemię.

Renault Zoe Palermo 003

A na dodatek nie lubię ich jeszcze z jednego powodu, za ich sprawą kompletnie bagatelizuje się auta o napędzie wodorowym, które według mnie są absolutnie genialnym trendem i to w nich powinniśmy ulokować swoje nadzieje na przyszłość. Co prawda, tutaj technologia jest jeszcze bardziej w powijakach niż w przypadku aut elektrycznych, ale po pierwsze wykorzystują coś, czego nigdy nam nie zabraknie, czyli wodę, a na dodatek spalają wodór, a to daje takie małe wybuchy jak w silniku benzynowym i to czyni je dla mnie bardziej ludzkie, a właściwie bardziej samochodowe. A Wy co, o tym wszystkim sądzicie?

4 KOMENTARZE

  1. Co my o tym sądzimy? Po przeczytaniu tego bełkotu wiemy na pewno, że wiedzy autorowi brakuje i to bardzo! Zero faktów, same mity. Silnik spalinowy odchodzi w niebyt i na szczęście nikt tego nie powstrzyma!

  2. Nooo z obiektywizmem to tak średnio, a już mniej więcej w 1/4 tekstu wiadomo co autor myśli. Przejrzałem kilka rożnych badań dotyczących potencjalnej szkodliwości czy przyjazności dla środowiska aut elektrycznych i kiedy się wkopać w głąb to okazuje się, że to zależy. Pomijając studia absolutnie skrzywione (sponsorowane przez lobby zarówno zielone jak i węglowe) a koncentrując się na badaniach w miarę sprawiedliwie traktujących to okazuje się, że: wiele zależy od produkcji prądu. Przy generacji jak w PL 85% z węgla wychodzi mniej więcej równa emisja co2 przy użytkowaniu, ale uwaga, podobna też przy produkcji auta. Co prawda energia produkcji to mniej niż 20% emisji przy przebiegu 150000km, ale zawsze coś.
    Przy produkcji pon. 75% energii elektrycznej z węgla auto elektryczne staje się wyraźnie mniej emisyjne. Paradoksalnie jednak najgorzej wypadają na razie hybrydy plug-in. Łącza bowiem emisję elektryka i auta spalinowego przy produkcji, których nie są w stanie skompensować w trakcie cyklu 150000km. Zwykła hybryda (test był na priusie III) wypada lepiej niż diesel (oczywiście wszystko zależy od przeznaczenia, bo w trasie diesel będzie bezkonkurencyjny). Wedle bieżących ustaleń w przełożeniu energii na koła najlepiej wypadają pojazdy napędzane gazem ziemnym (CNG). Przy czym wedle studium z LSE, już około 2020 technologia baterii (zakładano w modelu prostoliniowy wzrost, a realny jest wykładniczy) stosunek ich pojemności do masy pozwoli na prześcignięcie aut napędzanych CNG.
    Co do samej technologii baterii. Dziś najbardziej szkodliwe jest pozyskiwanie litu. Głównie dlatego, że nie ma w obiegu surowca wtórnego. Po zużyciu w aucie akumulatory są… wykorzystywane ponownie do tworzenia dużych baterii przemysłowych (po małym upgradzie) np. do magazynowania energii z farm wiatrowych czy PV. Na razie największy problem jest z bateriami ze smartfonów… a tu jakoś larum nikt nie podnosi.
    Technologia Li-Ion jest już dziś u szczytu popularności. W ciągu 5-10 lat zostanie całkowicie wyparta. Dziś już rozwinięte są technologie baterii opartych na aluminium i moczniku czy nawet na wodzie morskiej! Obie działają na zasadzie baterii Li-ion, ale się nie palą i są nietoksyczne.
    Przykro mi Panie Marcinie, ale cebulowy król ma rację. Naprawdę trzeba trochę poczytać a nie pooglądać filmików z youtube, które z obiektywizmem mają tyle wspólnego co Pana artykuł. Kiedy chodziłem na warsztaty dziennikarskie jako student, wykładowczyni powtarzała nam do znudzenia: zanim opublikujesz – sprawdź. Argumentów na poparcie swojej niechęci do elektryków też Pan sporo znajdzie, artykuł obiektywny, analizujący wszystkie strony i pozwalający odbiorcy samemu wyciągnąć wnioski mógłby być z 3 razy dłuższy i na pewno bardziej interesujący. Prosze tego nie brać jako ataku ad persona, mnie też ktoś kiedyś musiał zgasić, żebym pisał lepsze teksty. Pozdrawiam

  3. Szanowny Tachys, z rodziny biegaczowatych!
    Po pierwsze dziękuję za polemikę! Bez krytyki nie istnieje rozwój i my w test.auto.pl staramy się uczyć na błędach, a nie zamiatać tego typu komentarze pod dywan.
    Mam nadzieję, że w przyszłości będziesz odczuwał rosnącą przyjemność z odbioru treści na naszym portalu.
    A teraz do rzeczy.
    Drogi Tachys, jako osoba uczęszczająca na warsztaty dziennikarskie, powinieneś znać różnicę między luźnym felietonem, a artykułem naukowym. W cyklu „z pamiętnika testera”, próżno szukać 100% obiektywizmu, ba! Czasem można się nawet natknąć na błędy językowe, logiczne lub (o zgrozo!) interpunkcyjne.
    Wracając jednak do Twojego komentarza i podanych w nim informacji. Wspominasz w nim o przeczytanych artykułach, które są obiektywne, w przeciwieństwie do tych do których dotarłem ja. Ale nie podajesz żadnych konkretnych źródeł, linków do publikacji naukowych, bądź badań. W takim wypadku jest to jedynie słowo przeciwko słowu i każdy z nas może twierdzić, że jego racja jest racją najmojszą.
    Lecimy dalej. Nie podajesz żadnych konkretnych wyliczeń, a jedynie opierasz się na zwrotach „wyraźnie mniej emisyjne” (to znaczy o ile mniej? auta elektryczne z tego co wiem, są bezemisyjne, więc o jaką emisyjność chodzi?). Przeczysz samemu sobie, tj. najpierw ogłaszasz, że diesle są bezkonkurencyjne (błąd!), następnie twierdzisz, że najgorzej wypadają auta hybrydowe, po czym w kolejnym zdaniu twierdzisz, że wypadają lepiej niż diesle. Jak więc w końcu jest i jaka jest ich mierzalna przewaga?
    Twierdzisz, że wiele zależy od „produkcji prądu”. Racja, ale czy dysponujesz statystkami, w jakich krajach produkuje się najwięcej baterii? Oraz, naturalnie, czy dysponujesz danymi odnośnie udziału produkcji prądu w elektrowniach węglowych w tychże krajach?
    Co do samej technologi baterii. Czy dysponujesz danymi, jak wygląda recykling baterii samochodowych, jaka część z nich trafia, lub będzie trafiać do autoryzowanych punktów recyklingu, jak wygląda sam proces technologiczny recyklingu i finalnie jaka jest jego skuteczność? Nie rozmawiamy tutaj o bateriach do smartfonów, ponieważ rozmawiamy o samochodach. Równie dobrze moglibyśmy podnieść larum na temat baterii do wibratorów, których tysiące każdego są wyrzucane do kosza bez żadnego nadzoru i nikt nic o tym nie mówi, przypadek?!
    Co natomiast tyczy się przyszłych, nadchodzących technologii. Moglibyśmy posunąć się do stwierdzenia, że do roku 2025 opracujemy napęd grawitacyjny, a nawet, że opanujemy wreszcie teleportacje i żadne samochody nie będą już nam potrzebne. Póki co, jednak rozmawiamy o bieżącej sytuacji, a przynajmniej ja odnosiłem się do niej pisząc powyższy felieton.
    Kończąc powyższy wywód, drogi Tachys, do niewątpliwie prawdziwego powiedzenia Twojej wykładowczyni pozwolę sobie dodać parę słów.
    Jeżeli silisz się na tekst naukowy, to zanim opublikujesz- sprawdź, zredaguj, podeprzyj się faktami, które sprawdziłeś.
    Albo wszyscy sobie trochę odpuśćmy, bo nie prowadzimy tutaj działalności naukowej. Wiadomym jest, że prędzej, czy później pożegnamy się z autami spalinowymi, a ich miejsce zajmą samochody o innym źródle napędu. Auta elektryczne są jedną z opcji, a to że według mnie nie są jedynym, słusznym i ostatecznym rozwiązaniem kwesti ż.. spalinowej? Cóż mam do tego prawo :V
    Pięć!

Leave a Reply