[TEST] Alpine A110S

Alpine A110 to nie tylko powrót legendarnego modelu we współczesnej formie, ale również wskrzeszenie marki. Marki, która powstała z pasji francuskiego dealera marki Renault – Jean Rédélé. Model A110 to udana reaktywacja modelu, która miała swoją premierę w 2017 roku, a sam samochód czerpie ze swojego pierwowzoru najlepsze cechy. 

Wygląd Alpine A110, a dokładniej testowanej A110S, czyli nieco podrasowanego modelu, mocno nawiązuje do egzemplarza o tej samej nazwie z lat 60-tych. Chociaż nowa Alpine jest od klasycznego modelu znacznie większa, to nadal nie należy do aut dużych, nawet w swojej kategorii. Sportowe Coupe zachowało swoje proporcje, jest bardzo niskie, szerokie, a przy tym krótkie. Główną, charakterystyczną cechą, są piękne, podwójne klosze reflektorów, a z tyłu wąskie światła i smukło opadająca sylwetka. Alpine A110S na pewno nie można odmówić uroku, a ze względu na swoją niszowość dużo bardziej wyróżnia się z tłumu od konkurencyjnego Porsche Caymana czy Toyoty Supry.

Wewnątrz Alpine to już zupełnie inny świat, bez większych nawiązań do klasyki. Projektanci postawili jednak na minimalizm, bez przepychu, a swoje trzy grosze z pewnością miało odchudzenie wagi modelu. Jest tu dość spartańsko, a klasyczną dźwignię skrzyni biegów zastąpiono przyciskami. Na tunelu środkowym znalazł się spory starter w kolorze czerwonym, natomiast na kierownicy dedykowany przycisk do zmiany trybów jazdy. Brakuje tu klasycznego drążka hamulca ręcznego, ale ze względu na ograniczoną ilość miejsca we wnętrzu jest to nawet zrozumiałe, zamiast  niego mamy elektryczny hamulec postojowy. Większość materiałów, których użyto we wnętrzu są dobrej jakości, a wykończenie elementów wykonano z aluminium i włókna węglowego. Zdarzyło się jednak kilka Faux Pas, jak wykorzystanie panelu klimatyzacji i przycisku sterowania multimediami z modeli Renault sprzed dwóch generacji. Największą bolączką jest jednak system multimedialny, który po prostu jest, ale jego funkcjonalność, intuicyjność i prędkość działania pozostawia wiele do życzenia. Brakuje niestety Apple CarPlay razem z Android Auto, co w dzisiejszych czasach mogłoby zastąpić nawet najbardziej toporny system. Nie są to rażące minusy, ale sama świadomość jednak trochę boli.

W kabinie Alpine jest niezwykle ciasno, samochód jest na tyle mały, na ile można było sobie tylko pozwolić. Bardzo głębokie fotele kubełkowe i ogromne progi drzwi nie pomagają przy wsiadaniu. Kiedy już uda się zająć miejsce, można poczuć się mocno otulony przez wygodne fotele pokryte skórą i Alcantarą. Siedzi się tu bardzo nisko, a zakres regulacji fotela wzdłuż nie jest zbyt duży. Mimo to da się usiąść komfortowo. Regulacji wysokości fotela tu nie znajdziemy, tak samo jak jakiegokolwiek schowka. Tak jest, jedynym miejscem gdzie możemy coś odłożyć jest tunel środkowy, lub po prostu rzucić wszystko za niewielką szparę za fotelami. Alpine A110S nie jest autem do codziennej jazdy, a raczej do delektowania się jazdą, lub do zabawy na torze. Tydzień z Alpine A110S dał się we znaki, zwłaszcza dodatkowo przez skromne kufry na bagaże. Jeden z przodu pomieści średniej wielkości walizkę (ma 96 litrów), oraz dodatkowy bagażnik z tyłu o pojemności 100 litrów.

To jednak koniec narzekań, pozostaje tylko frajda z jazdy. Niech Was nie zwiedzie niewielki, 4 cylindrowy silnik o pojemności 1,8 litra. Oryginalna Alpine również dysponowała 4 cylindrową jednostką jednak w przypadku nowego modelu mamy tu do dyspozycji aż 292 KM oraz 320 Nm momentu obrotowego. No dobra, może te wartości we współczesnym świecie motoryzacyjnym nie pozwalają. Ale w przypadku Alpine A110S liczy się coś jeszcze. Waży ona zaledwie 1080 kg, co sprawia, że współczynnik masy do mocy wynosi 3,8 kg/KM. Mało tego, silnik został umieszczony centralnie, zaraz za naszymi plecami, a napęd jest przenoszony na tylną oś. To czyni z Alpine rewelacyjną zabawkę.

Zobacz również:   [TEST] Citroen C4 Picasso 1.6 BlueHDI 120 KM Shine

Producent podaje, że przyspieszenie Alpine A110S do setki wynosi 4,4 sekundy i jest zaledwie o 0,1 sekundy szybszy od podstawowej A110. Mi testowanym egzemplarzem z -S w nazwie udało się uzyskać wynik 4,68 sekundy, jednak to co czyni model A110S tak dobrym to “fun” z jazdy. Zastosowano tu 7 stopniową skrzynię biegów GETRAG z podwójnym mokrym sprzęgłem. Jest to jedno z niewielu aut, które nawet na normalnych drogach daje radość z ręcznej zmiany biegów łopatkami przy kierownicy. A110S swoje najlepsze parametry osiąga w przedziale od 5000 do 7000 obr./min., a zmiana biegów po przeciągnięciu wskazówki do granicy obrotomierza wieńczy się rewelacyjnymi dla ucha strzałami z wydechu.

A110S w stosunku do podstawowej odmiany A110 zostało obniżone o 4 mm, oraz znacznie odchudzone. To na wadze auta projektanci skupili się najbardziej. Aluminiowa konstrukcja auta zapewnia niezwykłą lekkość. Fotele ważą zaledwie 13,1 kilograma każdy. A w opcji możemy wybrać np. dach z włókna węglowego, który odchudzi auto o dodatkowe 1,9 kilograma. Alpine A110S jest też niezwykle sztywny. To sprawia, że w zakrętach czuć rewelacyjną precyzję, bez jakichkolwiek przechyłów nadwozia. W trybie Track, francuskie Coupe potrafi nawet w kontrolowany sposób zarzucić swoim kuprem. Całkowicie płaskie podwozie oraz dyfuzor mają za zadanie zwiększyć docisk auta i dobrze, bo mimo to przy wysokich prędkościach czuć jak auto delikatnie poddaje się siłom wiatru.

Alpine A110S nie jest samochodem dla każdego. Nie każdy będzie cieszył się z auta, który jest okrojony z gadżetów, a raczej zapewnia podstawowe funkcje potrzebne do jazdy w dzisiejszych czasach. Jest to samochód przeznaczony dla specyficznej grupy odbiorców, którzy są pasjonatami motoryzacji, lubią jeździć na tor lub po prostu są kolekcjonerami. Osobiście jestem szczęśliwy z powrotu marki, a sam samochód powodował uśmiech na twarzy, gdy tylko miałem okazję przejechać nim kolejny odcinek drogi. Precyzja w prowadzeniu i radość z pokonywanych zakrętów oraz symfonia dźwięków wydobywająca się zza pleców sprawia, że Alpine A110S mnie urzekło.

Leave a Reply