[TEST] Ford Fiesta ST

W dzisiejszych czasach jednym z wpływów cywilizacji jest zanikanie kultur. Globalizacja jest już na tak szerokim poziomie, że podróżują wszyscy wszędzie, a rozmowa wideo z osobą na drugiej półkuli ziemskiej jest możliwa z każdego miejsca, jednym kliknięciem palca w telefonie. Podobne zanikanie zauważymy też w motoryzacji. Rozwój technologii i ciągłe sojusze różnych marek, sprawiają, że auta stają się takie same. Kiedyś sportowe auto egzotyczne na miejskich drogach prowadziło się koszmarnie, dziś bez problemu dojedziemy nim do sklepu po pieczywo. Hot Hatche były piekielnie szybkie, zadziorne i mało praktyczne. Nowa Fiesta ST chociaż wciąż imponuje osiągami, to zapewnia je w cywilizowanych warunkach, jest wygodnie, a nawet oszczędnie (3-cylindrowy silnik i odłączanie jednego cylindra podczas jazdy). Czy w takim przypadku nadal zasługuje na miano gorącego hatchbacka?

Pierwszy rzut oka i od razu wiadomo z czym mamy do czynienia. To dobrze. Wygląd Hot Hatcha jest równie ważny co jego osiągi. Fiesta ST otrzymała zadziorny przedni grill w kształcie plastra miodu. Do tego przemodelowany, bardziej agresywny zderzak z czarnymi wstawkami i emblemat ST. Patrząc na bok auta, trudno nie zauważyć pięknych 18 calowych felg, dedykowanych wersji ST. Znalazły się też obniżone progi. Z tyłu zaś małego sportowca wyróżnia niewielki spliter i podwójna końcówka wydechu. I tu udało się Fordowi stworzyć coś pięknego. Dźwięk wydobywający się z rury wydechowej Fiesty ST jest basowy, mruczący i krzykliwy. Oczywiście w trybie sportowym, gdyż w trybie normalnym staje się poskromionym, cichym autem.

W środku znalazło się też parę detali, które dodają sportowego charakteru. Może nie tylko detale, ponieważ mamy tu bardzo wygodne, pół skórzane, sportowe fotele od Recaro, które nie są tak twarde jak fotele kubełkowe, ale zapewniają świetne trzymanie w zakrętach. Oprócz nich dostajemy sportową kierownicę z logo ST, a na ekranie konsoli środkowej podczas uruchamiania pojawia się animacja Ford Performance. Sam system pozostał bez zmian, przez co do dyspozycji dostajemy prosty ale bardzo szybki system z możliwością podpięcia telefonu przez Android Auto i Apple CarPlay. Do tego otrzymamy wbudowaną nawigację satelitarną, radio DAB+ i nagłośnienie Bang&Olufsen.

Materiały zastosowane we Fieście budzą mieszane uczucia. W górnych partiach deski rozdzielczej wykonano je z miękkiego dobrego jakościowo tworzywa. Niestety trochę niżej mamy już twarde i trochę tańsze materiały. Całość jest ogólnie dobra, tym bardziej, że wszystko jest dobrze spasowane. Wygodne fotele Recaro z przodu zapewniają dobry komfort podczas jazdy, jednak z tyłu miejsca jest trochę za mało. Jest nieznacznie lepiej niż w poprzedniej Fieście, ale przestrzeń na nogi wciąż kuleje. Kuferek Fiesty ST pomieści 292 litry bagażu co nie jest imponującym wynikiem, ale jak na miejskiego sportowca powinien w zupełności wystarczyć.

Drzemiący pod maską silnik to trzycylindrowa jednostka.. Tak ma jedynie trzy cylindry i półtorej litra pojemności. Mimo to, udało się uzyskać identyczną moc, co w poprzedniej Fieście ST, czyli 200 KM. Do tego udało się uzyskać znacznie lepsze osiągi. Pierwszą setkę osiągniemy w 6,5 sekundy, a prędkość maksymalna wynosi 232 km/h. Na papierze 3 cylindry może nie imponują, ale uwierzcie, że w trakcie jazdy ten Hot Hatch naprawdę robi wrażenie. Silnik nie generuje zbyt dużych drgań, chętnie wkręca się na obroty, a przy odcięciu pojawia się nam na desce rozdzielczej lampka ST. Manualna sześciobiegowa skrzynia ma krótkie skoki, co przekłada się na naprawdę szybkie i precyzyjne zmiany biegów. Dźwięk jest równie imponujący i w trybie sportowym nie ma mowy, aby narzekać.

Zobacz również:   [TEST] Kia Picanto 1,0 MPI 66 KM L Business Line

Zaletą trzycylindrowego silnika jest jego niskie zużycie paliwa. Oczywiście jeśli mówimy o normalnej spokojnej jeździe. Na trasie możemy uzyskać zużycie paliwa nawet w okolicach 5,6 litra. Przy stałej prędkości 120 km/h zużycie paliwa wynosi 6,2 litra, a przy 140 km/h – 7,6. W mieście Fiesta ST może spalać około 8 litrów benzyny. Niskie zużycie paliwa udało się uzyskać dzięki odłączaniu jednego cylindra w trakcie jazdy i jeździe wyłącznie na dwóch cylindrach. Nawet gorący hatchback może być ekonomiczny, przecież nie wykorzystujemy w pełni jego potencjału przez cały czas.

Gdy jednak uznamy, że chcemy wykorzystać pełną moc Fiesty ST, na dokładkę dostajemy rewelacyjne zawieszenie. Ford genialnie trzyma się drogi przy szybkich zakrętach. Przyczepność jest fenomenalna dając poczucie jedności z samochodem. W trybie toru wyścigowego przy wyłączonej kontroli trakcji daje jeszcze lepsze wrażenia. Tył auta potrafi nieco zarzucić, ale wszystko dzieje się we w pełni kontrolowanych warunkach. Decydując się na Forda Fiestę ST, warto, a nawet trzeba zaopatrzyć się w Pakiet Performance za 4100 zł. Dostajemy wtedy funkcję Launch Control i mechanizm różnicowy. Dzięki temu ostatniemu, Fiesta ST będzie jechać przez zakręty jak po sznurku. Zero podsterowności. Mimo tak genialnych własności jezdnych, Fiesta ST sprawdzi się również jako auto na codzień. Inżynierowie z Forda zrobili coś niesamowitego, nawet przy tak pewnym zawieszeniu i niskoprofilowym oponom, udało się zachować komfort jazdy. Gdy niedawno miałem okazję jeździć Clio RS czułem się jakby miały mi zaraz wypaść wszystkie plomby. Jadąc tą samą, wyboistą drogą we Fieście ST było po prostu dobrze z plusem.

Nowa Fiesta ST nie jest już tak nieokrzesana jak jego poprzedniczka. Wnętrze jest nieco bardziej wyciszone, chociaż momentami bywa we wnętrzu i tak dość głośno. Zawieszenie jest idealnie zestrojone, dając maksymalną dawkę frajdy z jazdy, a przy tym nie doprowadzając do choroby podróżnej przy nierównej nawierzchni. Trzy cylindry? Nawet tego nie odczujesz, a przy okazji jest ekonomiczna, gdy potrzeba. Czy nadal jest Hot Hatchem? Bez wątpienia. Nadal jest rasowym, szybkim, dającym mnóstwo zabawy małym hatchbackiem. Cena? Od 85 900 zł, jednak bardziej bym skłaniał się przy wyborze odmiany ST3, za około 100 tys.

Leave a Reply