[TEST] Ford Mustang Bullitt

50 lat po premierze kultowego filmu Bullitt, Ford zdecydował się wprowadzić do produkcji limitowaną wersję Mustanga na cześć bohatera filmu. My rok później mieliśmy okazję stanąć oko w oko ze współczesnym samochodem Steve McQueen’a. Co ciekawe, jest to trzecia generacja Bullitta, wcześniej Mustang był oferowany w takiej wersji w 2001 oraz w 2008 roku. Czym właściwie wyróżnia się Bullitt?

Głównie kolorem, mamy do wyboru kolor czarny Shadow Black lub klasyczny zielony Dark Highland Green. Testowany Mustang był oczywiście w kolorze zielonym, takim samym jakim miał okazję jeździć McQueen. Mustang został sadzony na 19-calowych obręczach kół w stylu Torq Thrust, a spod czerni przebijają się czerwone zaciski hamulcowe Brembo. Ponadto na samochodzie nie znajdziemy żadnych emblematów Forda. Jedyny emblemat znajdziemy na ozdobnej imitacji korka wlewu paliwa z napisem Bullitt na pasie tylnym. Muszę przyznać, że taka kompozycja samochodu „cicho” rzuca się oczy.

Wnętrze samochodu niewiele się różni w stosunku do aktualnego modelu Mustanga. Mamy nowoczesny 12 calowy cyfrowy zestaw wskaźników, który zastąpił klasyczny obrotomierz i prędkościomierz z wersji przed liftingiem. Fotele i deska rozdzielcza została przeszyta zieloną nitką nawiązując do koloru nadwozia samochodu. Wersja Bullitt występuje jedynie z manualną skrzynią biegów, więc i w tym miejscu Ford przygotował swoim klientom kolejny smaczek. Gałka skrzyni biegów jest okrągła i biała tak jak w pierwowzorze.

 

Bullitt jak każdy Mustang jest 4 osobowy, jednak komfortowo podróżować mogą nim jedynie dwie osoby na przednich fotelach. Tylna kanapa to raczej schowek na bagaże lub „kryzysowe” miejsce dla znajomych by gdzieś ich blisko podwieźć. Miejsca na głowę z tyłu praktycznie nie ma. Mustang w w wersji Bullitt daje wszystko co można mieć w Europejskim Mustangu, czyli wentylowane skórzane siedzenia, duży, 8 calowy ekran z Ford Sync 3, z możliwością podłączenia Android Auto lub Apple CarPlay. Nie zabrakło 1000 watowego nagłośnienia B&O PLAY.

Ford oczywiście dba o bezpieczeństwo. Został zaaplikowany system Pre-Collision Assist, który wykrywa inne samochody i w razie konieczności samochód może się sam zatrzymać by uniknąć wypadku. Nie zabrakło też adaptacyjnego tempomatu i systemu kontroli pasa ruchu, który pozwala zmieścić się pasach pomimo sporej szerokości samochodu.

Bagażnik zaskakuje pojemnością, posiada może tylko 408 l, ale pozwala na swobodne spakowanie się na mniejsze lub dalsze wyjazdy dla dwóch osób. Więc, jeśli chcesz przekonać ukochaną do zakupu Mustanga to możesz jej wybić argument o niepraktyczności samochodu.

To co najfajniejsze w Mustangu to 5 litrowy silnik V8 bez żadnego turbo czy wspomagającego go silnika elektrycznego. To coś co każdego ekologa doprowadza do białej gorączki. Silnik, który nie ma prawa być oferowanym w Europie posiada moc 460 KM (10 KM więcej niż wersja GT) i moment obrotowy 529 Nm. Silnik, który wkręca się do prawie 7 000 obr./min. To brzmi niewiarygodnie. Dodatkowo w wersji Bullitt, Mustang jest oferowany wyłącznie z manualną skrzynią biegów. Wersja GT posiada natomiast wybór pomiędzy 10 biegowym automatem lub 6 biegową skrzynią manualną.

Większa moc niż wersji GT została uzyskana ulepszonym układem dolotu powietrza Open Air Induction System, kolektorem dolotowym, przepustnicami o średnicy 87 mm i specjalnym oprogramowaniem modułu sterującego pracą układu napędowego zapożyczonymi z Shelby Mustang GT350.

Skrzynia manualna została zestopniowana tak długo, że prędkość maksymalną osiągamy już na 4 biegu. Przy stałej prędkości 120 km/h na 6 biegów mamy 2000 obr./min, a przy 140 km/h prędkość obrotowa rośnie do zaledwie 2400 obr./min. Długie zestopniowanie skrzyni powoduje to, że nawet podczas pozamiejskiej jazdy można bez obaw zredukować z 5 na 2 bieg. Redukcja oprócz większej mocy powoduje charakterystyczne „strzały” układu wydechowego.

Mustang posiada aktywny układ wydechowy który w zależności od trybu jazdy generuje różne brzmienie i hałas. Gdy w nocy chcemy wrócić niepostrzeżenie do domu, potrafi być też cichy. Jednak nie po to kupuje się Mustanga by było o nim cicho. Ma być głośny w mieście, a na trasie ma być nienatarczywy. I tak właśnie jest.

Zobacz również:   [TEST] Renault Megane GT 205 EDC

Jazda Mustangiem w pierwszej chwili wymaga przyzwyczajenia się jego gabarytów. Mamy długą maskę, auto też jest dość szerokie jak na Europejskie standardy i ma sporą masę, około 1800 kg. Jednak po 3 minutach jazdy, można już złapać harmonię z samochodem. Na początku też może być przerażająca świadomość mocy 460 KM i napędu wyłącznie na tylną oś. Jednak okazuje się, że Mustanga wcale nie tak łatwo wprowadzić w jakieś nieświadome, niebezpieczne sytuacje. Auto przeważnie przy mocniejszym ruszeniu troszeczkę uślizguje tył, jednak to bardziej przyjemne niż straszne. Nawet jazda w deszczu w trybie torowym okazała się niezbyt przerażająca. Okazuje się, że amerykańskie samochody mają równie dobrze zestrojone zawieszenia co te ze starego kontynentu.

Mustang dzięki komfortowemu zawieszeniu to jedno z moich ulubionych samochodów „na trasę”. Pozwala szybko przemieszczać się z punktu A do B. Szkoda, że nie jest naprawdę 4 osobowy.

Spalanie Bullitta w zależności od kierowcy i warunków w mieście będzie wahać się pomiędzy 12 a 18 litrami na 100 km. Na trasie spalanie może zejść nawet do 7,8 l/100 km, przy 140 km/h osiągnąłem wynik 10 l/100 km. Czy wartości są tak przerażająco wysokie? Nie, ale bak mógłby mieć 80 a nie 61 litrów.

Mustang Bullitt to limitowana wersja Mustanga która miała upamiętniać kultowy film z 1968 roku. Ford zrobił to bezbłędnie, a klienci ustawiają się w kolejkach u dealerów by dostać to auto. Czy ja wybrałbym Bullitta? Nie, bo jestem leniem i wolę automat, oczywiście z silnikiem 5.0. Największy dylemat mam, czy wybrać wersje Fastback czy Convertible. A co wy radzicie?

Leave a Reply