Ford Mustang to ikona amerykańskiej motoryzacji. Obecny na rynku od ponad pół wieku doczekał się dopiero VI generacji. Przez wielu kochany, wielbiony i dla wielu nieosiągalny rumak, którego nareszcie można oficjalnie nabyć w sieci dealerskiej Forda w całej Europie. Ale czy codzienna jazda pony car’em w naszych realiach to walka z dzikim mustangiem? Sprawdźmy.
Obecna generacja Forda Mustanga miała swój debiut pod koniec 2013 roku w Hiszpanii. Z dniem premiery zaczęła się tworzyć potężnych rozmiarów lista klientów, którzy z niecierpliwością czekali na telefon od dealera, że jego samochód jest gotowy do odbioru. Na dzień dzisiejszy czas oczekiwania na nowego Mustanga waha się od miesiąca do nawet ponad roku. Ford chyba nie docenił Starego Kontynentu i nie spodziewał się aż tak ogromnego sukcesu swojego kultowego modelu.
Stylistycznie Ford Mustang VI generacji wraca do pierwowzoru z 1964 roku. Linie przedniej części nadwozia to ukłon w stronę historii oraz nadążanie za kreską współczesnych modeli z koncernu amerykańskiego producenta. Agresywnie nakreślone linie reflektorów, które w wersji europejskiej są nieco inne niż w amerykańskiej (wydzielono osobne lampy do świateł dziennych oraz przeprojektowano kierunkowskazy), oraz atrapy chłodnicy już na wstępie sygnalizują wszem i wobec, że mamy do czynienia z pełnokrwistym rumakiem, a nie kucykiem w cyrku. Kształt całego przodu to niemal kopia Mustanga I generacji.
Linia boczna Forda Mustanga to z jednej strony klasyczny pony car, ale z drugiej strony to nowoczesne Coupe. Mamy tutaj bowiem imponujących rozmiarów pokrywę komory silnika, stosunkowo krótką kabinę pasażerską i zgrabny tył, który podkreślono subtelnym przetłoczeniem pełniącym rolę spojlera. Samochód osadzono na 19 calowych felgach we wzorze 5×2, które mimo iż małe nie są to jakoś tak nie wydają się przesadnie duże będąc na swoim miejscu.
Tylna część nadwozia to kolejny powrót do korzeni i dalsze nawiązania stylistyczne do pierwszego w historii Mustanga. Mamy tutaj szeroki, niski tył, którego środkową część w zaskakująco przyjemny stylistycznie sposób wypełnia czarny panel. Jego skraje w piękny sposób wyznaczają tylne lampy wyglądające niczym kryształy świecące na czerwono lub pomarańczowo (zależnie od wykonywanego i sygnalizowanego manewru). Niestety w wersji europejskiej włączając kierunkowskaz zapala nam się skrajny lewy słupek lampy, natomiast w wersji amerykańskiej zapalałby nam się najpierw wewnętrzny, następnie środkowy, a na końcu skrajny. Wszystko wina przepisów europejskich. W dolną część zderzaka producent dość subtelnie wkomponował dyfuzor oraz dwie wyśmienicie brzmiące końcówki układu wydechowego.
Otwierając długie drzwi i zaglądając do środka, pierwszym, co rzuci się nam w oczy będą kolejne, liczne nawiązania i odniesienia stylistyczne do pierwowzoru. Kształt górnej części deski rozdzielczej jest niemal kopią tej z Mustanga pierwszej generacji. Poniżej, po stronie kierowcy należy skupić się na zegarach oraz kierownicy. Zegary składają się z dwóch wskaźników analogowych umieszczonych w głębokich tubach odpowiadających za prędkość obrotową silnika oraz prędkość, z jaką podróżujemy, a także z ekranu komputera pokładowego. Co ciekawe, komputer pokładowy jest całkowicie w polskiej wersji językowej. Nie uświadczymy tutaj źle przetłumaczonych zwrotów, czy komunikatów w języku angielskim. Ford spisał się na medal pod tym względem. Drugim niezwykle ważnym z pozycji kierowcy elementem jest kierownica. Standardowo dla Forda jest na niej ogrom przycisków odpowiadających za większość funkcji samochodu oraz systemu multimedialnego, a także manetki do zmiany biegów, włączania kierunkowskazów oraz świateł drogowych, a także odpowiedzialnych za sterowanie wycieraczkami. Ogarnięcie wszystkiego może zająć chwilę, ale jeśli przesiadamy się z innego współczesnego modelu Forda to w zasadzie poczujemy się jak we własnym samochodzie. Ponadto sama obręcz kierownicy obszyta została bardzo miękką i przyjemną w dotyku skórą. Całość zwieńcza centralna część stanowiąca pokrywę poduszki powietrznej oraz odpowiadająca za uruchamianie klaksonu przyozdobiona logiem Mustanga.
Pasażer przed swoimi oczami poza drogą za wiele nie ma, ale na uwagę zasługuje tutaj jeden szczegół. A mianowicie tabliczka przypominająca od którego roku Mustang obecny jest na rynku. Bardzo miły i zupełnie nienachalny akcent podkreślający dziedzictwo modelu.
Centralną część deski rozdzielczej stanowią ekran dotykowy systemu multimedialnego oraz przełączniki odpowiadające za sterowanie radiem, klimatyzacją, podgrzewanymi fotelami, zapłonem, oraz uruchamianiem świateł awaryjnych, dezaktywacji kontroli trakcji, ustawieniami układu kierowniczego i wyborem stosownego trybu jazdy.
Ekran systemu multimedialnego wyposażono w niemal identyczne oprogramowanie, co w pozostałych modelach Forda. Wygląd oraz rozmieszczenie niemal wszystkich funkcji jest identyczne. Dodano natomiast rozbudowaną sekcję komputera pokładowego, który teraz może nam wyświetlać informacje na temat temperatury oleju, powietrza zasysanego przez silnik oraz wielu innych ciekawych, oraz tych mniej, parametrów. Jak to już z fordowskim ekranem bywa w jego obsługę należy włożyć odrobinę siły. Mimo iż jest dotykowy należy stanowczo naciskać na wirtualne przyciski.
Tunel środkowy pomiędzy fotelami składa się z dźwigni automatycznej skrzyni biegów, dwóch cup holderów, dźwigni mechanicznego hamulca postojowego oraz podłokietnika obszytego skórą.
Całe wnętrze jest proste, przejrzyste i logiczne. Nie znajdziemy tutaj poukrywanych przycisków, niezrozumiałych schowków, czy innych irracjonalnych rozwiązań.
Fotele kierowcy i pasażera obszyto czarną i miłą w dotyku skórą oraz wyposażono w możliwość elektrycznego sterowania. Jednak nie jest to szczególnie dobrze pomyślany układ. O ile samo sterowanie fotelem funkcjonuje całkowicie poprawnie i daje szeroki zakres regulacji, o tyle w przypadku, gdy chcemy kogoś przewieźć na tylnej kanapie działa to już mniej cukierkowo. Fotele składane są manualnie, ale aby podsunąć je do przodu, umożliwiając tym samym możliwość zajęcia tylnych siedzeń, należy przez dość długi czas trzymać przycisk przesuwania do przodu całego przedniego fotela. Nie dość, że zajmuje to sporą chwilę to zmuszeni jesteśmy przyjąć mało wygodną pozycję. Na dodatek, gdy pasażer zajmie już miejsce z tyłu, musimy ponownie ustawić cały fotel, gdyż nie posiada on pamięci ustawień.
Samego miejsca na tylnych siedzeniach za dużo też nie ma. O ile miejsce na nogi jeszcze znajdziemy, o tyle miejsca na głowę już nie bardzo. Osoby o wzroście powyżej 160 cm będą zmuszone kulić głowę, w przeciwnym wypadku albo zaprą się o tylną szybę, albo będą musiały zdemontować głowę i położyć ją na siedzeniu obok. Jednak nie wszystko stracone. Siedzenia z tyłu mogą być wykorzystywane przez dzieci. Ford postanowił wyposażyć te miejsca w system mocowania fotelików ISOFIX, przez to samochód jest naprawdę czteroosobowy. Ponadto, gdy dziecko nam dorośnie, ale nie przekroczy wzrostu wcześniej opisanego to zupełnie wygodnie może podróżować na tych miejscach. Zapewniają one bardzo przyzwoite trzymanie boczne oraz są miękkie i komfortowe.
Tylna część nadwozia skrywa bagażnik, który jest całkiem przyzwoitych rozmiarów. Mamy tu do dyspozycji 408 l przestrzeni bagażowej, które bez trudu powinny wystarczyć na zapakowanie się ze swoją drugą, zazwyczaj lepszą, połówką i wypad w góry, czy nad morze na kilka pięknych dni.
Pod pokrywą silnika drzemie prawdziwa orkiestra. Przepięknie bulgoczące osiem cylindrów w układzie V legitymują się pojemnością 5 litrów, z których producent wykrzesał moc maksymalną 421 KM osiąganych przy 6500 obr./min oraz maksymalny moment obrotowy 524 Nm. Silnik ten spełnia normę emisji spalin Euro VI, a ilość CO2 ulatującego do atmosfery z układu wydechowego wynosi 281 g/km. Silnik ten sprzężono z sześciostopniową automatyczną jednosprzęgłową skrzynią, która bardzo sprawnie i płynnie radzi sobie z wszystkimi przełożeniami. Co więcej spokojna jazda jest kompletnie nieodczuwalna, a zmiany zachodzą na tak niskich obrotach, że silnika w ogóle nie słychać. Przy bardziej zdecydowanym naciskaniu na pedał przyspieszenia skrzynia radzi sobie równie dobrze. Nie poszarpuje oraz nie przytrzymuje na biegach. Działa bardzo poprawnie. Połączenie silnika o pojemności 5 litrów z automatyczną skrzynią pozwoli nam na rozpędzenie się do pierwszej setki w czasie ok. 4.5 s. Nieporozumieniem w całym układzie napędowym jest zbiornik paliwa. W przypadku pięciolitrowej V8-ki mamy do dyspozycji zaledwie 61 l, a przy 2,3 l EcoBoost skromne 59 l. Jak na samochód, który z łatwością potrafi spalić 30 l/100 km nie jest to spory bak.
Mimo, iż do dyspozycji mamy 421 KM, a silnik ma pojemność 5,0 l to potrafi on być również „oszczędny”. To już nie są czasy paliwożernych amerykańskich konstrukcji, gdzie ani moc, ani spalanie się nie liczyło, a liczyła się pojemność, gdzie im więcej tym lepiej. Amerykanie sięgnęli po rozum do głowy i odpowiednio zmodyfikowali swoją jednostkę, tak, aby przeciętny europejski kierowca mógł bez większego bólu kieszeni zatankować swojego rumaka. Producent deklaruje, że Ford Mustang powinien zadowolić się dawką 18,6 l/100 km w cyklu miejskim, 12,0 l/100 km w cyklu mieszanym oraz 8,2 l/100 km w cyklu pozamiejskim. Oczywiście, jak to już z katalogami bywa, sugerowane wartości są zupełnie nieosiągalne. Jednak realne zużycie paliwa nie powinno przerażać. Przy delikatnej jeździe w warunkach miejskich samochód powinien zadowolić się 17,8 l/100 km, w cyklu mieszanym 14,3 l/100 km, a w cyklu pozamiejskim 11,4 l/100 km. Jednak takiego samochodu nie kupuje się, żeby ciągle jeździć delikatnie i liczyć każdy spalony litr. Przy normalnej, płynnej i nie wyścigowej jeździe spalanie powinno wynosić odpowiednio 19,5 l/100 km, 15 l/100 km oraz 12,5 l/100 km. Jak na taką moc i pojemność spalanie jest zaskakująco akceptowalne.
Zasiadając za kierownicą Forda Mustanga oczekujemy sporej dawki emocji. Samochód od samego startu stara się dać nam 110% adrenaliny, gdyż system kontroli trakcji uruchamia się dopiero w sytuacjach mocno krytycznych, co pozwala na efektowne palenie gumy na starcie. Producent dodatkowo ułatwił wykonywanie tego tricku umieszczając przycisk blokowania hamulców przedniej osi umożliwiając palenie gumy bez najmniejszego wysiłku.
Sama jazda jest niezwykle przyjemna i komfortowa. Zawieszenie w imponujący sposób radzi sobie z wszelkimi nierównościami naszych dróg, a przy tym dba o precyzyjne prowadzenie auta. Wtedy, kiedy chcemy samochód jest miękki, wygodny i komfortowy, ale gdy chcemy przycisnąć staje się precyzyjny, sztywny i… nieamerykański… Ford Mustang VI generacji nie boi się zakrętów. A to za sprawą zupełnie nowego zawieszenia. Producent wreszcie zdecydował się na wyposażenie swojego pony car’a w porządne wielowahaczowe, niezależne zawieszenie obu osi. Samochód nie tylko skręca, ale i trzyma się drogi. Nie próbuje nas zabić lub przyprawić o siwe włosy. Prowadzi się jak na tylnonapędówkę przystało.
Ford Mustang, mimo, iż jest ikoną amerykańskiej motoryzacji oraz obiektem westchnień setek tysięcy kobiet i mężczyzn na całym świecie, nie jest pozbawiony wad. Największe z nich dotyczą jakości wykonania. O ile same materiały są bardzo dobrej jakości, o tyle ich spasowanie już nie szczególnie. Widać tutaj wyraźnie amerykańskiego ducha inżynierii. W Europie samochody składa się z dokładnością do milimetrów, a nawet jego setnych części, natomiast w Ameryce miarą dokładności spasowania elementów jest cal (1 cal = 2,54 cm). Nie powinny zatem dziwić nierówne szpary drzwi, błotników, maski czy pokrywy bagażnika. Ważne, że samochód trzyma się „w kupie” i jeździ.
Ma on jeszcze jedną zasadniczą wadę – cenę. Z jednej strony jest ona niezwykle atrakcyjna, gdyż za 5.0 V8 zapłacimy już od 180 000 PLN, jednak zagłębiając się w dokumentację samochodu udało Nam się dotrzeć do informacji, że bez podatków i cła samochód kosztuje niespełna 100 000 PLN. I w tym miejscu serce się kraja, a wraz z nim portfel, że niemal 50% ceny końcowej samochodu zgarnia Państwo w zasadzie za darmo.
Mając do dyspozycji 200 000 PLN wachlarz samochodów w naszym zasięgu finansowym jest imponujący. Możemy wybierać od wysokiej klasy kompaktów, przez sedany premium, limuzyny, aż po Forda Mustanga. Jakiś czas temu pisaliśmy o MINI John Cooper Works Paceman, który kosztuje podobnie do naszego pony car’a. Jednak różnice widać gołym okiem. Decydując się na zakup samochodu w tym przedziale cenowym warto rozważyć wszystkie możliwości i nie bać się egzotyków. W relacji cena do tego co otrzymujemy Ford Mustang jest niekwestionowanym liderem. Za cenę mocnego hot-hatcha lub średnio wyposażonego sedana klasy premium możemy mieć kawał amerykańskiej stali z sercem wielkim jak sam samochód i mocą, która zadowoli każdego, kto szuka auta w tych pieniądzach. Ford daje nam jeszcze jedną, bardzo ważną rzecz, wraz z samochodem. Uśmiech od ucha do ucha od momentu, gdy tylko zobaczymy Mustanga, aż po sam kres czasu. Cena prezentowanego egzemplarza to 214 800 PLN. Tak naprawdę można powiedzieć, że kupujemy w tych pieniądzach silnik i skrzynię, a karoserię i wyposażenie dostajemy gratis. Żaden inny producent nie zaoferuje Nam tyle, co Ford w tym przedziale finansowym. Zdecydowanie polecam każdemu. I temu zdecydowanemu, i temu nie, gdyż wystarczy chwila i każdy zakocha się w tym ognistym rumaku rodem z Ameryki.
Mustang to prestiż sam w sobie 🙂 Ikona. Diament wśród innych kamieni. Chciałbym kiedyś móc pozwolić sobie na zakup takiego auta.
Auto, które ma cały czas w sobie duszę i wielkie wolnossące V8.
Zakochałem się w tym aucie,jest niczym nie pohamowana wolność,którą trzeba umieć okiełznać,bo nie wybacza błędów…może kosztować Cię życie….mustang wymusza prawidłowe rozumienie odpowiedzialności…ale ta ADRENALINA….coś niepowtarzalnego….to trzeba poczuć całym sobą…totalny odlot…(zachowując umiar chodź to TRUDNE)…