[TEST] Hyundai Santa Fe 1.6 T-GDI Plug-In Hybrid Platinum

Moje pierwsze spotkanie z największym modelem Hyundaia mocno mnie zaskoczyło. Nie mówię tutaj wyłącznie o stylistyce Santa Fe, ale również o jego charakterze. Największy model Hyundaia okazuje się być całkiem nieźle wyposażony, a niektóre aspekty mogą nawet sugerować klasę Premium. Zamiast Diesla mamy do wyboru miękką hybrydę lub tak jak w tym przypadku hybrydę Plug-In. Jest też spora cena, ale czy na pewno?

Zacznijmy jednak po kolei. Hyundai Santa Fe jak tak samo jak niemal cała gama koreańskiej marki ma krzykliwy styl. Może nie aż tak jak auta bliźniaczej Kii, ale z pewnością budzi kontrowersje. Zwłaszcza po liftingu z 2020 roku, przemodelowany przedni pas jest mocno niekonwencjonalny, zwłaszcza przez ogromny grill ciągnący się niemal przez całą szerokość auta i podzielone klosze reflektorów. Tył jest już bardziej zachowawczy i zdecydowanie mniej kontrowersyjny. Boczna linia ujawnia dość długą sylwetkę Santa Fe.

Łagodne, klasyczne linie wnętrza gryzą się trochę z nowoczesnym zewnętrzem Santa Fe. To co z pewnością przykuje uwagę to deska rozdzielcza wysiana licznymi przyciskami. Nijak się ma to do obecnych minimalistycznych trendów. Hyundai robi to po swojemu. Gdy jednak przyjrzymy się bliżej okaże się, że ilość przełączników nie jest tak naprawdę większa od wielu innych modeli. Po prostu wszystkie te elementy zostały umieszczone na jednej płaszczyźnie co powoduje, wizualny misz-masz. Pierwszy kontakt może okazać się nieco chaotyczny, jednak po czasie da się poznać, gdzie znajdziemy odpowiednie funkcje, więc nie jest tak skomplikowanie jak mogłoby się wydawać.

To co mi przypadło do gustu to jakość materiałów i spasowania. Pierwszy punkt spowodowany jest między innymi opcjonalnym pakietem Luxury, który daje super przyjemne fotele ze skóry Nappa, a także podsufitkę i osłonę przeciwsłoneczną wykończoną zamszem. Wszystko jest tak miłe w dotyku, że można poczuć się jak w aucie wyższej klasy. To co jeszcze przypadło mi do gustu to brak błyszczących czarnych plastików, zamiast tego mamy srebrne wstawki, które z pewnością nie będą tak przyciągać odcisków palców czy rys. Jeszcze jeden atut to liczne schowki, które są bardzo pojemne, a to oznacza, że są praktyczne.

W nowoczesnym aucie nie mogło zabraknąć oczywiście cyfrowych zegarów i sporego ekranu multimediów. Zegary z pewnością zadowolą osoby, które nie potrzebują nadmiernego “gadżeciarstwa”. Są proste, czytelne, komputer pokładowy przedstawia najpotrzebniejsze informacje. Tarcze zegarów zmieniają się w zależności od wybranego trybu jazdy. Brakować może wyświetlania pełnej mapy między zegarami, jak u niektórych konkurentów.

W tak sporym wnętrzu na pierwszy rzut oka nie widać, że wyświetlacz multimediów ma 10,25 cala. Podobnie jak ekran zegarów, ten nad deską rozdzielczą również jest dość prosty, co nie znaczy, że nie jest rozbudowany. Menu zaprojektowano tak, by nie odwracało zbędnie uwagi kierowcy od drogi. Z drugiej strony system jest responsywny, jakość wyświetlanego obrazu dobrej jakości, jest Apple CarPlay i Android Auto, a nawet odtworzymy na postoju filmy z USB. W aucie portów USB znajdziemy aż cztery z czego wszystkie są klasycznymi portami USB typu A.

To czego nie można odmówić Santa Fe to przestronności i wygody. Przednie fotele zwłaszcza pokryte skórą Nappa są świetnie wyprofilowane. Dłuższa podróż nie będzie problemem. Przednie siedziska są zarówno podgrzewane jak i wentylowane, chociaż nie da się korzystać z obu funkcji jednocześnie. Oba fotele są oczywiście sterowane elektrycznie, a kierowcy ma pamięć dwóch ustawień. Drugi rząd siedzeń zapewnia naprawdę dużo przestrzeni nie tylko nad głową ale i na nogi. Kanapę można przesuwać wzdłużnie, a także przechylać oparcie, a skrajne siedziska są podgrzewane. Jest jeszcze trzeci rząd siedzeń, który pomieści nawet dorosłą osobę, ale wymagać to będzie przesunięcia kanapy do przodu. Z pewnością dorosłe, wysokie osoby nie będą siedzieć tam komfortowe, ale taka podróż jest możliwa. Myślę, że dzieci nawet już większe będą jednak miały wystarczająco miejsca, a możliwość klimatyzowania trzeciego rzędu siedzeń i miejsca na napoje to na pewno dodatkowe udogodnienia dla dość komfortowej podróży.

W przypadku rozłożonych trzech rzędów siedzeń nie ma co spodziewać się dużej ilości przestrzeni bagażowej, jest raczej symboliczne i pozwala przewieźć dwa wózki dziecięce lub trzy średnie walizki. W standardowym układzie siedzeń w przypadku 7 miejscowego Santa Fe już 782 litry pojemności, a jeśli zrezygnujemy z opcjonalnego trzeciego rzędu siedzeń pojemność wzrasta do 831 litrów, co jest jedną z największych wartości wśród konkurentów. To co jednak mi się nie podoba, to brak haczyków na ewentualne siatki, brak prowadnicy rolety w bagażniku a także brak miejsca na roletę do umieszczenia w bagażniku w przypadku Santa Fe w wersji Plug In. Miejsce, w którym można by umieścić roletę zajmuje akumulator i zestaw naprawczy, a po rozłożeniu trzeciego rzędu siedzeń nie mamy co z tą roletą zrobić.

Hynudai Santa Fe może być wyposażony wyłącznie w jeden silnik spalinowy do wyboru, czyli turbodoładowaną jednostkę benzynową o pojemności zaledwie 1,6 litra, która może zestrojona w klasyczny układ hybrydowy lub hybrydę typu Plug-In z dodatkową, ładowaną baterią oraz większą mocą. W tym przypadku mówimy właśnie o modelu PHEV, który potrafi wykrzesać z tego połączenia aż 265 KM oraz 350 Nm maksymalnego momentu obrotowego. To dość niecodzienne proporcje, które dają jednak mniej oczekiwany efekt. Przyspieszenie do “setki” to wyłącznie 8,8 sekundy. Podczas bardziej dynamicznej jazdy czuć, że mimo wspomagania silnikiem elektrycznym, jednostka spalinowa odrobinę się “męczy”, nic dziwnego, do rozpędzenia jest aż 2080 kilogramów masy własnej samochodu. Hyundai w tym przypadku uświadamia nas, że nie jest to autem do sportowej jazdy, a raczej do komfortowego przemieszczania się czy to po mieście czy na trasie i nawet spora moc nie daje tutaj właściwych korzyści. Jest wystarczająca, ale nic ponad to. Sześciobiegowa automatyczna skrzynia biegów działa płynnie, z niewielkim opóźnieniem przy bardziej dynamicznych momentach, tu również skupiono się na komforcie.

W przeciwieństwie do jednostki napędowej, układ jezdny jest zupełnie inną bajką. Zawieszenie jest na tyle sztywne, że można poczuć się pewnie nawet na bardziej krętych łukach bez większego przechyłu nadwozia. Zawieszenie zarazem dobrze tłumi nierówności, ale nie na tyle, by bujać całym nadwoziem, prowadzi się raczej smukło przez większość nierówności. Pomaga w duży profil opony, zważywszy, że i tak zostały nałożone na 19 calowe felgi. Tak duże obręcze i tak nikną w gabarytach Santa Fe. Do tego mamy większość systemów wspomagających jazdę. Jest aktywny tempomat z utrzymaniem pasa ruchu, który działa płynnie, ale momentami potrafi mocno zbliżyć się do auta z większą prędkością. Są czujniki martwego pola, a przy włączeniu kierunkowskazu na tablicy zegarów pojawia się kamera zamiast tarczy prędkościomierza lub obrotomierza, w zależności od tego, w którą stronę zamierzamy zjechać. Pomysł ciekawy i czasem nawet przydatny. Jedyną bolączką jest zmiana pasa ruchu w deszczu, wtedy na kamerze niewiele widać. Ale po to zostają nam tradycyjne lusterka. No i pozostało jeszcze jedno: parkowanie auta z pilota. Dzięki niemu możemy wjechać lub wyjechać z ciasnego parkingu, by bez obaw otworzyć szerzej drzwi i bez obaw, czujniki parkowania wykrywają pieszych i przeszkody, więc Hyundai sam zatrzyma się w nagłym przypadku.

Zobacz również:   [TEST] Peugeot 308 SW 1.2 PureTech 130– francuz z niemieckimi genami.

Hyundai Santa Fe z Hybrydą Plug-In został wyposażony w baterie o pojemności 13,8 kWh. Po rozładowaniu auto zostawia około 10% baterii, by zapewnić lepszą dynamikę jazdy w dowolnym momencie i aby zadbać o żywotność baterii. Reszta pojemności wystarcza na przejechanie około 48 kilometrów bezemisyjnej jazdy co przy tych gabarytach i pojemności ogniw jest świetnym wynikiem. Hyundai ładował się z maksymalną prędkością 3,5 kW, a pełne naładowanie wymaga niecałych 4 godzin. Myślę, że tempo ładowania mogłoby być szybsze, co dałoby bardziej relatywne efekty w praktyce. Po rozładowaniu akumulatorów nie jest źle. W mieście Santa Fe zadowoli się 8,2 litra benzyny na 100 km, na trasie 6,5 l/100km, natomiast na drogach szybkiego ruchu odpowiednio: 120 km/h – 7,8 l/100km, a przy 140 km/h – 9,4 l/100km. Korzyści na krótkich dystansach podczas jazdy na prąd są więc zauważalne.

Hyundai Santa Fe w wersji Plug-In Hybrid został wyceniony na 250 tysięcy złotych, przy czym warto wspomnieć, że w zamian dostajemy już najbogatszą wersję wyposażenia, a testowany egzemplarz wyposażono w kilka opcji co podniosło cenę dodatkowe 24 tysiące złotych. Fajnie, że wersja Plug-In jest droższa od zwykłej Hybrydy o zaledwie 20 tysięcy złotych, z drugiej jednak strony szkoda, że nie pozostawiono wyboru jeśli chodzi o wyposażenie. Jeśli jesteście jednak w stanie wyłożyć taką kwotę to z pewnością otrzymacie obszernego SUVa, którego zaletą jest nie tylko przestrzeń, ale i świetny komfort, bardzo dobre zawieszenie, a także niecodzienny wygląd.

Leave a Reply