[TEST] Nissan Leaf e+

Chociaż Polska jest jeszcze daleko w tyle jeśli chodzi o popularność aut elektrycznych to ich sprzedaż niezaprzeczalnie rośnie. W roku 2019 sprzedano w Polsce bowiem 1490 aut o takim napędzie czyli ponad dwukrotność roku poprzedniego. Duża w tym zasługa firm carsharing’owych, a także ulg dotyczących zakupu. Nissan Leaf to jeden z pionierów aut elektrycznych, chociaż konkurencja cały czas rośnie. Jedną z głównych wad aut elektrycznych według mnie jest ich zasięg, połączony z dłuższym czasem ładowania. Nissan dodał w swojej ofercie nową wersję, która wychodzi naprzeciw tym oczekiwaniom. Bynajmniej częściowo. Oto Nissan Leaf e+, który otrzymał większą baterię i mocniejszy silnik.

O ile pierwsze elektryki, które można było napotkać na drogach były nietypowe (nie powiem, że ładne, ale wyróżniały się niecodziennym designem), tak obecne auta elektryczne coraz bardziej wtapiają się w tłum. Tak samo było z Nissanem Leaf. Pierwsza generacja była autem dla ludzi, którzy chcieli, aby każdy wiedział, czym jeżdżą. Obecny Leaf bardzo mocno nawiązuje do swoich spalinowych braci. Projektantom udało się ukryć masywną bryłę auta tak, że wydaje nam się, jakoby Leaf był zwykłym hatchbackiem.

Wnętrze poza kilkoma detalami również nie wskazuje na to, że mamy do czynienia z autem przyszłości. A raczej teraźniejszości, bo elektryki to już coraz większa codzienność. Mamy tu typowo “nissanowską” deskę rozdzielczą, pełną guzików i przełączników, oraz typowo japońskie, twarde materiały, które w Leafie pochodzą z recyklingu. W niektórych miejscach Leaf wykazuje też bardziej miękkie elementy pokryte ekologiczną skóry. To co wyróżnia Leafa spośród konwencjonalnych Nissanów to cyfrowy wyświetlacz obok analogowego prędkościomierza oraz futurystyczna gałka do wyboru biegów (znana również z pierwszego Leafa).

Miejsca jest tu wystarczająco dla czwórki osób, zarówno nad głową jak i na nogi. Piątka osoba będzie narzekać na wysoki tunel środkowy w drugim rzędzie siedzeń. Ponadto w Leafie fotele są umieszczone wysoko, ponieważ siedzimy praktycznie na bateriach. Niektórym osobom taka pozycja będzie odpowiadać, ja jednak przy swoim wzroście czułem się niekomfortowo. Do tego dochodzi jeszcze regulacja kierownicy wyłącznie w jednej płaszczyźnie. Cieszy natomiast spory bagażnik. 420 litrów w aucie elektrycznym to dobry wynik.

Na środku deski rozdzielczej nie zabrakło sporego ekranu dotykowego. Podoba mi się rozdzielczość i jakość obrazu. Nawet kamery cofania i 360 mają przyjemną dla oka jakość. To co mi się nie podoba to to dość chaotyczne menu, chociaż bywają też gorsze. Jakoś trudno mi się oswoić z ikonami i ich rozmieszczeniem. Za kierownicą mamy drugi, 7 calowy wyświetlacz, na którym sprawdzimy zużycie energii, włączymy systemy bezpieczeństwa czy skorzystamy z systemu ProPilot. Możemy również skorzystać z klimatyzacji postojowej ustawiając datę i godzinę startu, przed wyjazdem.

Poza większymi bateriami, Nissan e+ ma także mocniejszy silnik. Zamiast 150 KM, mamy tutaj teraz 217 KM. Zwiększył się również maksymalny moment obrotowy o 20 Nm i wynosi on obecnie 340 Nm. Dzięki temu mamy teraz lepsze przyspieszenie, które wynosi 6,9 sekundy do osiągnięcia pierwszej setki, a prędkość maksymalna wzrosła do 157 km/h. W rzeczywistości nie czuć aż takiej różnicy. Może dlatego, że nawet podstawowy Leaf potrafił przyspieszać bardzo szybko, a jazda miejska czy pozamiejska to dla Nissana żaden problem. Oczywiście im bardziej będziemy wciskać pedał gazu, tym szybciej będzie spadać energia w naszych bateriach. Większe baterie oznaczają większy zasięg, a to akurat było dla mnie zbawieniem. Trasa Warszawa -> Lublin w chłodnych warunkach, z włączonym ogrzewaniem i jazda drogą ekspresową z prędkością 120 km/h nie była dla mnie problemem. Mało tego, po przyjeździe zdążyłem jeszcze zrobić około 50 km, aż z 10% stanem baterii zdecydowałem się na doładowanie. W cieplejszych warunkach i z odrobinę mniejszą prędkością na trasie Nissan Leaf spokojnie powinien przejechać nawet 300 km. W mieście nawet do 400 km realnego zasięgu. Tu różnicę już czuć.

Elektryk Nissana prowadzi się bardzo dobrze. Niski środek ciężkości przez ułożone w podłodze baterie pomaga w przyjemnym pokonywaniu zakrętów, mimo, że Leaf nie jest autem niskim. Sztywna konstrukcja elektrycznego Nissana sprawia, że są tu bardziej odczuwalne nierówności w trakcie jazdy. Na plus za to brak dźwięku silnika, a jedynie lekkie szumy powietrza i kół.

Zobacz również:   [TEST] Volvo V40 Cross Country Ocean Race T3 152 KM AT

Nissan Leaf ma dwa systemy, o których warto wspomnieć. Pierwszy z nich to system ProPilot. Nie jest to nic innego jak aktywny tempomat, który w przypadku Nissana działa nieźle. Dobrze odczytuje pasy na jezdni, dzięki czemu auto trzyma się właściwego pasa, nawet wykrywając żółte linie. Drugi system to hamulec e-Pedal. Po jego włączeniu możemy przyspieszać i hamować wykorzystując jedynie jeden pedał (przyspieszenia). Gdy chcemy przyspieszyć wystarczy mocniej wcisnąć pedał gazu. Jeśli chcemy zwolnić wystarczy delikatnie go odpuścić, a auto zacznie zwalniać. Gdy puścimy pedał całkowicie, auto zacznie hamować mocniej. Tradycyjny hamulec pełni w tym przypadku rolę hamulca awaryjnego. e-Pedal to nie tylko wygoda, ale również lepszy sposób na odzyskanie energii ponieważ robi to lepiej, niż jeśli sami korzystalibyśmy z hamulca.

Osobiście jestem zwolennikiem aut spalinowych, ale cieszę się, że producenci powoli starają się unormalnić korzystanie aut elektrycznych na co dzień. Samochód elektryczny jest świetnym wyborem jeśli większość czasu spędzamy w mieście, ale dzięki większej pojemności baterii jest też bardziej dostępny w przypadku wyjazdów poza miejską aglomerację. Dalej nie jest to wynik, który zaspokoi w pełni oczekiwania, ale podróż jest bardziej przyjemna, bez zamartwiania się czy dojadę do następnej stacji ładowania. Do tego dochodzi jednak jeszcze wysoka cena zakupu. 211 tys. zł. za ten egzemplarz to jednak sporo, tym bardziej, że mówimy o aucie segmentu C. Za podobną kwotę możemy mieć Skodę Superb iV czyli hybrydę Plug In. W mieście możemy być eko korzystając głównie z dobrodziejstwa silnika elektrycznego. Jeśli jednak potrzebujemy wyjechać za miasto, nie jesteśmy ograniczeni. Osobiście na ten moment bardziej przekonują mnie rozwiązania hybrydowe, ale kto wie, już niedługo elektryki mogą stać się jeszcze bardziej przystępne.

Leave a Reply