[TEST] Skoda Enyaq Coupe 80 Maxx

Szukając auta praktycznego niegdyś zazwyczaj wybierano auto typu kombi. Szukając luksusu i prezencji decydowano się na limuzyny, natomiast sportowy wygląd to domena wersji Coupe. Czy połączenie tych wszystkich cech jest wogóle możliwe? Skoda Enyaq Coupe stara się to pogodzić, a w tej wersji nadwoziowej ma mieć bardziej sportowy charakter.

Powiem szczerze, że o ile Enyaq w klasycznej wersji SUVa nawet mi się spodobał, tak wersja Coupe na zdjęciach do mnie nie przemówiła. Kanciasty i wysoki przód bardzo mocno gryzł się z delikatną linią dachu i tylnej części nadwozia. Gdy jednak dostałem to auto na testy zmieniłem zdanie o tym modelu. Dalej uważam, że bryła jest niespójna, ale auto może się podobać. Pomimo dość topornej przedniej linii nadwozia, opadający ku tyłowi dach wersji Coupe pozwolił na obniżenie współczynnika oporu powietrza Cx z 0,257 do 0.23. To całkiem niezły wynik, podobny jak np. w Tesli Model 3. Duże znaczenie w tym modelu mają 21’ felgi, które wizualnie robią dobra robotę.

We wnętrzu z jednej strony zastosowano niewielkich rozmiarów ekran zegarów za kierownicą o rozmiarach 5,3 cala. Jest dość czytelny i mocno uproszczony, by nie odwracać uwagi kierowcy. Z drugiej jednak strony jest ogromny tablet na konsoli środkowej, który ma aż 13 cali. Jest też wyświetlacz przezierny, który wyświetla na szybie podstawowe informacje o znakach i prędkości, ale również informacje z nawigacji oraz niezamierzonej zmianie pasa ruchu. System multimedialny jest przejrzysty i dość prosty w obsłudze. Niestety obsługa klimatyzacji została niemal w całości wciągnięta w system multimedialny czego nie jestem fanem. Zdarzało się, że system potrafił się przycinać, głównie, gdy wchodziłem do zimnego samochodu.

Linia wnętrza jest elegancka i stonowana. Materiały są w większości dobrej jakości, lecz ze spasowaniem elementów jest trochę gorzej. Miejscami potrafi zatrzeszczeć. Wnętrze jest minimalistyczne, z ograniczoną ilością przycisków. Nawet skrzynia biegów to niewielki joystick na tunelu środkowym. Fotele są obszerne i wygodne, ale trzymanie boczne mogłoby być lepsze. Na ilość miejsca nie można narzekać. Nawet opadająca linia dachu nie zabiera dużo miejsca nad głową więc dość wysokie osoby usiądą komfortowo zarówno w pierwszym jak i drugim rzędzie.

Bagażnik Enyaq’a w wersji Coupe ma 570 litrów pojemności. Zaledwie 15 litrów mniej od zwykłego Enyaqa. Kształt nadwozia nie przeszkodził by uzyskać wciąż imponujące rozmiary. Problem może pojawić się jedynie, gdy będziemy chcieli załadować wysokie przedmioty. Brakuje też płaskiej podłogi po złożeniu kanapy, do której przyzwyczaili nas producenci. Zamiast tego jest naprawdę spora krawędź. Nie ma też możliwości ustawienia podwójnej podłogi by wyrównać różnicę poziomów. Szkoda.

Testowana Skoda Enyaq Coupe 80 została wyposażona w jeden silnik elektryczny o mocy maksymalnej 204 KM. Maksymalny moment obrotowy w tym przypadku to 310 Nm. Takie osiągi pozwalają na przyspieszenie ważącego ponad dwie tony SUVa do pierwszej setki w 8,5 sekundy, a prędkość maksymalna została ograniczona elektronicznie do zaledwie 160 km/h. Osiągi zatem nie powalają, ale są też w zupełności wystarczające.

Niższy współczynnik Cx wersji Coupe powinien mieć znaczący wpływ na zużycie prądu. Jest w tym trochę prawdy, jednak test przypadł na okres dość sporych mrozów i przy temperaturach w okolicy -10 stopni Celsjusza wyszły wszelkie niedogodności aut elektrycznych. Pierwszy z nich najprawdopodobniej nie dotyczy auta, ale samej infrastruktury ładowania. Po drodze z Warszawy do Lublina postanowiłem, że nie będę zwracał uwagi na to, że jadę elektrykiem. Mam bowiem sporą baterię (77 kWh netto) i ładowarkę o mocy 200 kW po drodze, więc przy okazji sprawdzę szybkie ładowanie. Jadąc drogą ekspresową z prędkością 120 km/h Skoda potrzebowała aż 28 kWh na 100 km. Jednak większym problemem okazała się ładowarka GreenWay, która powinna osiągać 200 kW mocy. Po podłączeniu auta kilkukrotnie pojawiał się błąd ładowania, przez co trzeba było wychodzić na mróz i wykonać czynności ponownego podłączenia auta do ładowarki. A jeśli już udało się podłączyć auto na dłużej, to niestety moc osiągała zawrotne 30 kW. Samochód jest w stanie ładować się z prędkością 135 kW, więc teoretycznie powinienem osiągać maksymalną prędkość. Realny zasięg na drogach ekspresowych przy tak niskiej temperaturze to około 270 kilometrów. Przy temperaturach w okolicy 0 stopni zwykły Enyaq pozwalał na przejechanie ponad 300 kilometrów na trasie, więc w przypadku Coupe powinno być jeszcze lepiej. W warunkach miejskich auto było w stanie pokonać około 360 kilometrów. Deklarowany zasięg 521 kilometrów jest teoretycznie możliwy w warunkach miejskich przy wyższych temperaturach powietrza.

Zobacz również:   [TEST] Renault Clio RS18 - Spartański

Skoda Enyaq Coupe jest napędzana na tylną oś. W zimowych warunkach przy mocniejszym wciśnięciu pedału gazu czuć było, jak tył auta zaczyna uciekać. Elektronika działa tutaj dość mocno i po krótkiej chwili auto jedzie po idealnym torze dbając o bezpieczeństwo. Aktywne zawieszenie DCC wyposażone standardowo w mocniejszych wersjach Enyaq’a jest nastawione przede wszystkim na komfort. Trudno tutaj szukać sportowych wrażeń, zwłaszcza, że układ kierowniczy nie nastawia na szybkie pokonywanie łuków.

Skoda Enyaq Coupe to ciekawa próba stworzenia auta uniwersalnego o bardziej sportowym charakterze. Lepszy współczynnik oporu powietrza nie ma tutaj tak diametralnego wpływu pomiędzy zwykłym Enyaq’iem, a wersją Coupe. Dodatkowo niskie temperatury mocno ograniczają korzyści z dużej baterii i zasięg na trasie, do której to auto jest stworzone nie zachwycają Prędkość ładowania 135 kW to również niski standard w obecnym momencie. Z plusów natomiast warto nadmienić komfort, bogate wyposażenie i przestrzeń nawet z opadającym dachem. Kluczowa jest tutaj cena, a w testowanej wersji MAXX trzeba liczyć się z wydatkiem 300 tysięcy złotych. Kilka dodatków i testowany egzemplarz osiągnął kwotę 330 tysięcy złotych.

Leave a Reply