[TEST] Skoda Yeti Joy 2.0 TDI 150 KM 4×4: Udokumentowane spotkanie z Yeti!

Skoda Yeti Joy 4x4 fot. Marta Witkowska

W ubiegłym tygodniu Skoda zaprezentowała swojego pierwszego dużego SUVa, czyli model Kodiaq. Muszę przyznać, że wygląda całkiem zachęcająco i zapowiada się jako bardzo ciekawa alternatywa dla drogich aut tego typu, jakie obecnie mamy na rynku. Oczywiście teraz też mamy takie tańsze alternatywy dla X5 czy Q7, a jest nim na przykład Isuzu D-MAX. Niestety wsiadając do niego ma się wciąż wrażenie, że jedziemy autem z poprzedniej epoki i niestety odbiega znacząco od obecnych gustów europejskich klientów. Natomiast podobieństwo wnętrz Skody do tych z Volkswagena jest niejako gwarantem, tego że co prawda nie znajdziemy tam luksusu rodem z Rolls Royca, ale dalej będziemy się czuć jak w samochodzie nowym, a nie takim z lat 00’ tylko, że świetnie utrzymanym.

Skoda Yeti Joy 4x4 fot. Marta Witkowska
Skoda Yeti Joy 4×4 fot. Marta Witkowska

Cytując klasyka „Stefan, ale ja nie o tym!”.  Dajmy już spokój nowościom Skody, dzisiaj skupimy się na starszym bracie Kodiaqa, którego można uznać za prekursora podniesionych aut z Mlada Boleslav. Mowa oczywiście o aucie, które swoją nazwę odziedziczyło po legendarnym człowieku śniegu i lodu, ukrywającym się podobno w niedostępnych regionach Himalajów. Zapraszam was na test Skody Yeti 2.0 TDI 4×4.

Skoda Yeti Joy 4x4 fot. Marta Witkowska
Skoda Yeti Joy 4×4 fot. Marta Witkowska

Pierwsze pojawienie się Yeti, tego samochodowego, a nie bajkowego, miało miejsce na targach w Genewie w 2005 roku. Od tamtego momentu słuch po nim zaginął, czasem pojawiał się gdzieś, ukryty pod dziwacznym kamuflażem. Przynajmniej tak donosili niektórzy ludzie, ale kto ich by tam słuchał, więc sytuacja identyczna jak w przypadku wielkiej białej małpy z gór. Przez kolejne cztery lata auto było nieuchwytne niczym jego himalajski brat. Pojawił się ponownie w Genewie w 2009 roku już jako wersja produkcyjna, która była niemal identyczna z zaprezentowanym wcześniej prototypem. Auto chyba przypadło do gustu klientom, ale mi osobiście średnio. Przód auta, może i wyglądał przyjaźnie, natomiast dla mnie zbyt „zabawkowo”, mocno kontrastując z zachowawczym i statecznym tyłem. W roku 2012 nastąpił facelifting, który wcale nie był taki drobny i według mnie znacznie zmienił auto i jego charakter na duży plus.

Skoda Yeti Joy 4x4 fot. Marta Witkowska
Skoda Yeti Joy 4×4 fot. Marta Witkowska

Przemodelowany przód, z pojedynczymi reflektorami, w końcu zyskał na urodzie. Oczywiście możecie się przyczepić, że poprzedni był przecież przynajmniej ciekawy i niesztampowy jak na auta z koncernu VAG. Owszem, ale co z tego, skoro był dziwaczny i niezbyt urodziwy. Teraz, kupując Yeti nie masz obaw o to, że samochód boryka się z upośledzeniem. Wygląda po prostu dobrze, coś jakby samochód dorósł, spoważniał i stał się w końcu produktem dla normalnych ludzi, którzy chcą mieć dobre i solidne auto i tak też się prezentujące. Światła, które były, chyba najbardziej kontrowersyjnym elementem zostały zmienione na takie z pojedynczym kloszem i zdecydowanie bardziej nawiązują do stylistyki pozostałych modeli marki. Dodatkowo zostały wzbogacone o diody LED, służące jako światła do jazdy dziennej. Gratulacje należą się projektantom, iż dołożyli je w taki sposób, że nie wyglądają jak tanie taśmy, którymi Sebki „upiększają” swoje Omegi, czy inne Passaty B5. Po prostu dodają elegancji, zamiast być na siłę doczepionym elementem, bo w dzisiejszych czasach wypada go mieć.

Skoda Yeti Joy 4x4 fot. Marta Witkowska
Skoda Yeti Joy 4×4 fot. Marta Witkowska

W pakiecie liftingowym dostaliśmy od razu zmieniony grill, co prawda bardzo nieznacznie, ale tutaj chyba nie było sensu robić nic więcej, oraz świetnie przemodelowany przedni zderzak. Jest zarysowany bardziej agresywnie, obłości przypominające PRLowską mydelniczkę z taniego plastiku zastąpiły ostre krawędzie, wizualnie poszerzające przód i świetnie współgrające ze środkową częścią zderzaka, podziurawioną stylowymi otworami. Abstrachując od tego, że owe otwory nie mają żadnego praktycznego uzasadnienia, to są bardzo ciekawym elementem przykuwającym wzrok i nadają przodu auta, lekko terenowy sznyt. Linia boczna w stosunku do modelu sprzed kuracji odświeżającej właściwie się nie zmieniła, więc nie będę się rozpisywał na jej temat i tak mieliście już 7 (!) lat żeby się jej przypatrzeć. Jeżeli do Was też właśnie dotarło, że ten samochód jest z nami już 7 lat, to chyba musicie mi przyznać, że starzeje się w bardzo dobry sposób, czyli po prostu nie widać jego wieku.

Skoda Yeti Joy 4x4 fot. Marta Witkowska
Skoda Yeti Joy 4×4 fot. Marta Witkowska

Jeżeli chodzi o tył Yeti, to tutaj zmiany są o wiele mniej zauważalne niż z przodu, można rzec wręcz, że kosmetyczne. Lekko przemodelowano światła, klapę bagażnika i tylny zderzak. Jeżeli jednak nie jesteście fanatykami Skody, to raczej tych zmian nie dostrzeżecie. Normalnie ganiłbym producenta za takie pójście na łatwiznę, ale po chwili zastanowienia, stwierdzam, że jeżeli mamy już przód, który w końcu współgra z resztą, to po co na siłę coś zmieniać? Jest dobrze tak jak jest i mamy auto będące stylistycznie spójne od A do Z. Czy Yeti z zewnątrz może się podobać? Jak najbardziej, pozwalam 😉 Co prawda nikt nie będzie wieszał sobie jego zdjęcia w pokoju, ale nie ma się też do czego przyczepić.

Skoda Yeti Joy 4x4 fot. Marta Witkowska
Skoda Yeti Joy 4×4 fot. Marta Witkowska

Czas zatem na wejście do środka, bo przecież liczy się wnętrze.  Tak powie Wam każda kobieta, po czym zniknie na godzinę w łazience, żeby upiększać swoje zewnętrze. Porzućmy jednak zawiłe meandry kobiecej logiki i wróćmy do naszego SUVa. Jeżeli, siedzieliście w którejkolwiek Skodzie wyprodukowanej po 2010 roku to poczujecie się jak u siebie w domu. Żadnych zaskoczeń, żadnych rozczarowań, po prostu dobrze znany niemiecki ordnung, proste linie, niemal wzorowa ergonomia i całkiem spora ilość miejsca. Smutno trochę, że praktycznie cały środek jest czarny i brakuje w nim ożywiających wstawek, ale potencjalni klienci marki, chyba właśnie tego oczekują, solidnego i prostego w obsłudze wnętrza, bez zbędnych fajerwerków stylistycznych.

Skoda Yeti Joy 4x4 fot. Marta Witkowska
Skoda Yeti Joy 4×4 fot. Marta Witkowska

Generalnie, jeżeli chodzi o mnie najbardziej do gustu przypadły mi fotele, ich przetłoczenia i zastosowane materiały, oraz kolorowa nić użyta do ich przeszycia, wprowadzają nieco świeżości i sprawiają, że aż chce się na nich usiąść. Jak się okazuje namawiają nas do dobrego, bo komfort podróżowania, przynajmniej z przodu jest na wysokim poziomie, nie jest ani zbyt twardo ani zbyt miękko. W sam raz nawet na dłuższą podróż za miasto. Ilość miejsca również na to pozwala, z moim wzrostem czyli 185 cm, było mi wygodnie zarówno na miejscu kierowcy, jak i pasażera tylnej kanapy (siedzącego za mną), a przestrzeń na nogi określiłbym jako powyżej wystarczającej.

Jeżdżąc Yeti, mamy do dyspozycji duży i czytelny ekran systemu multimedialnego, z „wyciągnietymi” najważniejszymi przyciskami, ułatwiającymi nam nawigację w interfejsie. Możemy używać dwóch klimatyzowanych schowków ( jeden przed pasażerem, a drugi miedzy przednimi fotelami), schowka na okulary w podsufitce, jednego znajdującego się w górnej części deski, oraz całkiem pojemnych kieszeni w drzwiach. Rzadko spotykanym rozwiązaniem, które jest zastosowane w Skodzie to podwójna blenda przeciwsłoneczna, której jedną częścią możemy zasłonić przednią szybę, a drugą częścią boczną. Całość, co prawda więcej obiecuje, niż może zrealizować, ale i tak należy się plus za taki niesztampowy dodatek.

Skoda Yeti Joy 4x4 fot. Marta Witkowska
Skoda Yeti Joy 4×4 fot. Marta Witkowska

Mieszane odczucia budzi bagażnik, bo każda osoba, która do niego zajrzy mówi, że jest mały. Faktycznie sprawia wrażenie niewielkiego w porównaniu z całym autem. Zapewne przez dosyć nisko poprowadzoną linię okien, ale okazuje się, że jest całkiem pojemny i spokojnie zapakujemy do niego rzeczy całej rodziny nawet na dłuższy urlop. Dodatkowo mamy do dyspozycji, całą gamę udogodnień, takich jak przegródki, wieszaki na torby, czy demontowalne światełko, które może nam służyć jako latarka. Jak wiadomo, w warunkach terenowych latarka to podstawa.

Skoda Yeti Joy 4x4 fot. Marta Witkowska
Skoda Yeti Joy 4×4 fot. Marta Witkowska

Co do tej terenowości to oczywiście, mówię to z lekkim przymrużeniem oka.  Nawet cytat z instrukcji obsługi Yeti to potwierdza „Pamiętaj, że nawet po włączeniu trybu Off-road, auto nie staje się prawdziwą terenówką”. Nie wiem po co tak podpuszczać, bo jak to przeczytałem od razu chciałem troszkę ubrudzić podniesioną Skodę i sprawdzić, czy rzeczywiście tak bardzo nie jest terenówką, jak mówi o tym instrukcja. O tym jednak za chwilę, bo SUVy to auta w 98% wykorzystywane na utwardzonych drogach, więc warto zacząć od tego jak Yeti zachowuje się właśnie na asfalcie.

Skoda Yeti Joy 4x4 fot. Marta Witkowska
Skoda Yeti Joy 4×4 fot. Marta Witkowska

Dobrze znany dwu litrowy diesel o mocy 150 koni i 340 Nm w naszej testówce, był połączony z 6-cio biegową skrzynią DSG. Prawdziwy Volkwagenowski klasyk, sprawdzony i skuteczny niczym kotlet schabowy na niedzielny obiad. Nie jest to coś wyszukanego, ani oszałamiającego kubki smakowe, ale najesz się porządnie, będzie ci smakowało i będziesz miał siłę do końca dnia. To chyba najlepiej oddaje charakter tego połączenia. Auto jest żwawe, mocy do wyprzedzania nie brakuje, skrzynia dba o to, aby zmiany przełożeń były niewyczuwalne, a przy tym możemy się cieszyć relatywnie niskim spalaniem. Nawet jeżeli nie macie prawej nogi leciutkiej i delikatnej niczym baletnica, to raczej nie powinniście przekroczyć 8 litrów w mieście. Na trasie przy 100km/h auto wskazuje spalanie na poziomie 2,6 litra, więc podróż nim nad morze w 4 osoby, opłaca się bardziej niż jazda pociągiem, a do tego żaden konduktor nie będzie Wam smęcił o bilety, rozpuszczony bachor nie będzie Was szturchał i darł się w niebogłosy, a do toalety możecie zatrzymać się gdziekolwiek i stawiam 20 zł, że będzie lepsza niż ta w PKP.

Skoda Yeti Joy 4x4 fot. Marta Witkowska
Skoda Yeti Joy 4×4 fot. Marta Witkowska

Natomiast jeżeli, ktoś przystawiłby mi pistolet do głowy i kazał zdecydować, czy silnik, czy skrzynia są lepsze, to będąc niemało zdziwiony wybrałbym jednak silnik. Mam wrażenie, że skrzynia czasem się gubi i niekiedy zbyt mocno redukuje względem tego, czego potrzebuje i oczekuje kierowca. Zdarza się jej również podkręcić silnik to takich wartości obrotowych, przy których zauważalnie traci on wigor, za to zaczyna buczeć jak zarzynana pralka. Ani to efektywne, ani efektowne, ale sądzę, że mógł to być problem konkretnego egzemplarza, bo w historii moich spotkań z DSG raczej nie uświadczyłem podobnych problemów. Wróćmy jednak do samej jazdy, jeżeli chodzi o poruszanie się po utwardzonych drogach, to Yeti przypomina zwykłego kompakta, nie uświadczymy tutaj żadnej niestabilności, żadnego kładzenia się na boki w zakrętach, czy tym podobnych atrakcji. Po prostu poprawnie prowadzące się auto, pozwalające na komfortowe poruszanie zarówno w mieście jak i w trasie. Dodatkowo cieszy wysoka pozycja za kierownicą, która poszerza nasze pole widzenia. Jeżeli chodzi o manewry w ciasnych alejkach centrów handlowych, to tutaj z pomocą przychodzi nam cała armia czujników (zarówno z przodu jak i z tyłu) oraz całkiem niezłej jakości kamera cofania.

Zobacz również:   [TEST] Ford Focus ST 2.0 EcoBlue 190 KM
Skoda Yeti Joy 4x4 fot. Marta Witkowska
Skoda Yeti Joy 4×4 fot. Marta Witkowska

No dobrze to w końcu jak sobie radzi Yeti w terenie? Po pierwsze to nie oczekujcie, że da radę jeździć po plaży, czy pokonywać głębokie, błotniste brody. Natomiast co do całej reszty, to tutaj Skoda nieco zaskakuje i jest bardziej dzielna, niż spodziewalibyśmy się po bulwarówce na szosowych oponach. Do dyspozycji mamy tryb offroad, który co prawda nie zamienia auta w przerobionego Nissana Patrola, ale za to pozwala nam na skuteczne poruszanie się nawet po dawno zapomnianych drogach ze sporymi dołami, koleinami i wzniesieniami. Po włączeniu trybu, możemy się poruszać z maksymalną prędkością do 30 km/h, do działania wkracza asystent zjazdu jak i podjazdu, a my po prostu delikatnie operujemy gazem oraz hamulcem i z uśmiechem na ustach docieramy, na przykład nad rzekę, w miejsce, które dla większości wędkarzy i innych ciekawskich jest niedostępne. Napęd wszystkich kół jest załączany i rozłączany niezauważalnie i zawsze wtedy kiedy go potrzebujemy, pozwalając na więcej, niż statystyczny posiadacz Yeti będzie kiedykolwiek chciał sobie pozwolić.

Skoda Yeti Joy 4x4 fot. Marta Witkowska
Skoda Yeti Joy 4×4 fot. Marta Witkowska

Przyszedł wreszcie czas na podsumowanie pierworodnego SUVa Skody. Czuć, że auto wydoroślało i spoważniało, a przy tym nie nasuwa się nam stwierdzenie, że się postarzało. Fakt można powiedzieć, że 7 lat na rynku to już całkiem sporo i przydałby się następca, ale jeżeli chodzi o to auto, to wcale nie jest takie konieczne. Yeti nie aspiruje do bycia lanserskim SUVem, którym żony bogatych mężów podjeżdżają pod modne knajpy. Jego przeznaczeniem jest raczej bycie własnością kogoś, kto ceni sobie solidność, wygodę i lubi czasem wyskoczyć w mniej uczęszczane miejsca. Jesteś wędkarzem, masz działkę w Bieszczadach, albo nad jakimś zapomnianym mazurskim jeziorem? Yeti  to auto stworzone dla Ciebie, a przy tym jest bardziej dostępny niż jego górski brat, bo z ceną oscylującą w granicach 100 tysięcy, za całkiem przyjemnie doposażone auto jest prawdziwie rozsądną propozycją. Może nie dostarczy Wam adrenaliny, ani nie odurzy Was wspaniałymi doświadczeniami z za kierownicy, ale za to dowiezie Was w taki miejsca, że nie będziecie zadowoleni z każdej wydanej na niego złotówki.

Na dziś to wszystko, do usłyszenia w kolejnym teście, a tych, którzy mają niedosyt zapraszam do cyklu „Z pamiętnika testera”, tam już mniej testowo, ale niemniej motoryzacyjnie. Cześć!

Leave a Reply