Od pierwszego stycznia 2017 wejdą w życie nowe stawki akcyzy na samochody z poza granic naszego pięknego kraju. Na ludzi, którzy chcą kupić auto padł blady strach. Czy rzeczywiście jest się czego obawiać? Może to tylko dobra decyzja rządu, dzięki której jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki z ulic znikną stare kopcące Passaty i inne zawalidrogi, a do budżetu popłynie rzeka złota i klejnotów? Dziś nieco o klasycznych autach, motoryzacyjnej prozie przeciętnej polskiej rodziny i utraconych marzeniach.
Polskie prawo fiskalne nie należy do zbytnio udanych. Prawdę mówiąc to jest nawet bardzo nieudane, a kolejne pomysły na kupienie głosów wyborców jeszcze pogłębiają dziurę w i tak już mocno wydrenowanych kieszeniach obywateli. Nie będziemy jednak rozmawiać o polityce, ani też nie będę agitował za żadną z partii, porozmawiamy o suchych faktach i o tym co dla nas oznaczają.
Skąd w ogóle pomysł, żeby zająć się tą tematyką? Nie, nie dlatego że źle się dzieje. To byłoby pójście na łatwiznę, bo wtedy miałbym gotowy temat na felieton codziennie i już dawno przetarłbym kompletnie klawisze w laptopie. Sprawa rozbija się o Mercedesa. Pewnie w Waszych głowach pojawiło się teraz pytanie „O jakiego znowu Mercedesa, matka wie że ćpiesz?”, albo „Co biedny Mercedes ma do stawki akcyzy? Daj już spokój tym Niemcom”. Otóż w mojej głowie parę miesięcy temu zalęgł się wirus. Powoduje on bardzo ciężką i nieuleczalną chorobę objawiającą się obsesyjną potrzebą posiadania starego, klasycznego samochodu. Takiego z czasów w których ABS był zbędną fanaberią dla kobiet, ESP było nazwą choroby wenerycznej, a katalizatory szczytem ekologicznych ambicji. Wymyśliłem sobie, że zostanę posiadaczem pięknego coupe ze Stuttgartu czyli, Mercedesa W124 300CE.
Małymi krokami rozpocząłem przygotowania pod zakup owego cudu niemieckich inżynierów. Zacząłem przeglądać fora (tfu!), sprawdzać ceny części i robić rozeznanie w dostępnych na rynku autach. Żeby nie było za łatwo, stwierdziłem że kupię auto do remontu. Dlaczego? Po pierwsze dlatego, że w praktycznie każdym samochodzie, który ma już ponad 20 lat trzeba coś ponaprawiać, a sobie i mojemu tacie ufam bardziej niż Mietkowi spod Parzeczewa, który podklepie Merca za 100 złotych, tygodniowy zapas bimbru i pół świniaka. Po drugie dlatego, że zakup auta do renowacji i przeprowadzenie jej samemu będzie kosztowało znacznie mniej niż samochód po takim zabiegu w profesjonalnym serwisie. A po trzecie, lubię się ubabrać czasem w smarze, uważam że to buduje więź między kierowcą a samochodem, coś jak picie mleka z piersi rodzicielki, które też podobno to robi, tylko że małym dzieciom i ich mamom, a nie Mercedesom i ich psychopatycznym fanom.
Deadline na zakup został ustalony na czerwiec przyszłego roku, wszystko szło świetnie, ale do czasu. Spokojnie opieprzałem się w pracy, popijając kawę i starając się nie rzucać w oczy, kiedy nagle usłyszałem w radiu, że rząd zamierza wprowadzić nowe stawki akcyzy na samochody od 2017 roku. Prawie utopiłem się w swoim kubku z kawą z mlekiem, to byłaby by najbardziej niemęska śmierć, a byłem od niej o krok. Od razu przeczuwałem, że coś jest nie tak, a wersje że może coś opuszczą z góry potraktowałem jak omamy 60cio letniego hipisa w którego żyłach płynie już tylko LSD i jednorożce. Stwierdziłem jednak, że nie będę nakręcał spirali paniki, bo a nuż się z tego wycofają jak z zakazu aborcji, ale niestety nic z tego. Może gdyby właściciele aut z TDI pod maską zrobili czarny proces i ulica Wiejska została by zakryta w dymie… Ehh nie ma co gdybać, nowe stawki stały się faktem i to faktem totalnie przerażającym.
Pierwsze, co mnie dziwi, to dlaczego w Polsce obowiązują jakiekolwiek akcyzy na samochody z Unii? Ani w Niemczech, ani w Czechach ani nigdzie dookoła nie ma takich opłat. Pominę ten szczegół, bo jest jak jest, z resztą do tej pory nie było nawet tak tragicznie. Za samochód o pojemności poniżej 2 litrów płaciło się 3,1%, a powyżej 18,6% wartości pojazdu. Ok, to 3,1% to jeszcze do przeżycia, ale 18,6%? Panie, zwariowałeś pan?! Przecież to 1/5 samochodu, to jest gazu na jakieś 4 miliony kilometrów. Sprytny Polak nie poddaje się jednak tak łatwo i nikt nie będzie mu od tak zabierał ciężko zarobionych pieniędzy, tylko dlatego że w końcu może sobie pozwolić na towar luksusowy w postaci 4 kółek i zardzewiałej blachy.
Dlatego też umowy kupna-sprzedaży samochodów opanowała plaga zaniżonych wartości. W końcu ktoś w ministerstwie pokapował się, że coś jest nie tak i w związku z tym procederem w kieszeniach tych podłych podatników zostaje ładnych parę milionów rocznie, które przecież można by było ukraść. Dlatego od 01.01.2017 akcyza nie będzie naliczana jako procent wartości pojazdu, ale jako stała kwota, zależna od pojemności i wieku auta. Co to oznacza w przypadku mojego Mercedesa? Załóżmy, czysto teoretycznie, że kupiłbym auto za 10 tysięcy. Zapłaciłbym w związku z tym 1860 zł akcyzy, ale jeżeli kupię go po Nowym Roku to zapłacę już ponad 9 500 zł! Czyli tak jakbym zapłacił za 2 auta, ale miał tylko jedno, całkiem spoko promocja, ale nie dla kupującego. Generalnie to będzie chyba Nowy Rok z największym kacem w historiach ludzkości, tak dużym, że szklankę wody będziecie wypijać samym spojrzeniem na nią.
Gdzieś w odmętach internetu natknąłem się na wyliczenie akcyzy dla nowego Aventadora. Tutaj też obowiązuje sztywna stawka, dzięki której kupując Lambo w kieszeni zostanie Ci ponad 260 tysięcy złotych. No teraz to ja już nic nie rozumiem. Czyżby Państwo Polskie bawiło się odwrotnego Robin Hooda, czyli zabrać biednym i dać bogatym? Teoretycznie nie chodziło o to, więc o co? Celem, oczywiście tym głoszonym na konferencjach prasowych i wywiadach do TV, było zatamowanie rzeki płynących do naszego kraju starych złomów, które tutaj pojeżdżą parę lat a następnie zostaną porzucone w lesie przez miejscową patologię. Oraz oczywiście o gratyfikację tych, którzy chcą kupić auto z salonu, niestety ustawodawca zapomniał o tym, że większości społeczeństwa na to nie stać, a ukaranie ich z tego tytułu kolejnym podatkiem jest słabym pomysłem.
W reszcie jest jeszcze grupa ludzi, która odczuje to najbardziej dotkliwie, czyli pasjonaci motoryzacji sprzed lat. Teraz nie będą mogli kupić od tak auta w kiepskim stanie technicznym z dobrą karoserią za granicą z myślą o przywiezieniu go do Polski i odrestaurowaniu. Tak, żeby te skarby przeszłości cieszyły oczy ludzi na ulicach, obecnie ale także i przyszłych pokoleń. Tak wiele, mówi się dziś o kultywowaniu historii, a kiedy faktycznie możemy coś dla niej zrobić to odcinamy jej głowę przy samej dolnej części pleców. Ja rozumiem, że nie chcemy być krajem ludzi dorzynających samochody po Hansie albo innym Hermanie, ale serio jeśli ktoś kupuje ponad 20 letni samochód, to już raczej nie dlatego, że akurat na taki go stać i będzie nim jeździł dzień i noc zatruwając powietrze. Taki ktoś kupi używane seicento, albo Golfa IV i gwarantuje Wam, że jeżdżąc nim będzie o wiele bardziej szkodliwy dla środowiska niż wiekowe BMW, doprowadzone do stanu fabrycznego przez zapaleńca. Rozumiem, że kolekcjonerzy starych samochodów to z reguły ludzie majętni i dodatkowy wydatek rzędu 10 tysięcy PLN zaboli ich tak jak przeciętnego człowieka, któremu każą zapłacić 1 zł na dodatkowy ketchup w McDonaldzie, ale tych ludzi nie ma tyle, aby zasypali dziurę budżetową.
Są też ludzie tacy jak ja, którzy nie są Rockefellerami, ale marzą o własnej legendzie stojącej w garażu, wyprowadzanej od święta, której blask został okupiony godzinami ciężkiej, własnoręcznej pracy, a nie pieniędzmi z przestępstwa zwanego karuzelą VAT. Co żeśmy uczynili, że nas tak karzecie panowie politycy? No, cóż chyba pieniądze przeznaczone na Mercedesa trzeba będzie przeznaczyć na coś innego. Ktoś chętny napić się wódki?